Zamki na Piasku Zamki na Piasku
4071
BLOG

Ostatni Portugalczyk umrze w 2204 roku

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 83

Świat współczesny trawi deficyt prawdy. Prawda jest zastępowana skutecznie tym, co się bardziej komuś podoba. Imaginacjami różnej proweniencji i różnej natury. Słowa gubią swoje właściwe znaczenie i w nowych szatach nie tyle opisują świat zgodnie z rzeczywistością, ile mają wykreować świat zgodny z pewnym, kontrolowanym, wyobrażeniem. Wykreować w taki sposób, aby nikt nie miał ochoty zaglądać pod wierzchnią warstwę, aby wręcz zaglądanie pod wierzchnią warstwę było traktowane jak ogromny nietakt. Nowa tkanina o jakiej pisał w swojej baśni J.Ch. Andersen jest produkowana na wielką przemysłową skalę.

Niemcy w Angoli

Wedle kanclerz Angeli Merkel wybór w 2008 roku prezydenta Angoli José Eduarda Dos Santosa, który otrzymał 82% głosów były „wolny i demokratyczny” zaś dostawy sprzętu wojskowego produkowanego w Niemczech mają na celu wzmocnienie siły militarnej tego kraju, aby mógł pełnić „funkcję kotwicy stabilizacyjnej w regionie”. Nadto wyżej wymieniony prezydent jest zwolennikiem hasła „Zero tolerancji dla korupcji” a trakcie jego rządów uchwalono ustawę antykorupcyjną oraz akt prawny zwalczający pranie brudnych pieniędzy. A jednak w rzeczywistości wybory były nieuczciwe i niewiele miały wspólnego z demokracją (Fundacja im. Konrada Adenauera) zaś wyżej wymienione akty prawne były bronią do walki z konkurencją polityczną dzięki czemu prezydent i jego otoczenie są obecnie beneficjantami licencji na eksploatację diamentów i wydobycie ropy naftowej (to główne bogactwa Angoli). Więc dlaczego wybory były uznane za wolne i demokratyczne? Może dlatego, że Angola jest trzecim do wielkości partnerem handlowym Niemiec w Afryce i działają tam prężnie takie przedsiębiorstwa jak Commerzbank, Deutsche Bank, Niemieckie Towarzystwo Handlu Zagranicznego i Promocji Inwestycji a Siemens Energy podpisuje kontrakty z koncernami angolańskimi? A przecież gdyby było trzeba wybory w Angoli byłby niedemokratyczne a prezydent Dos Santos byłby satrapą w afrykańskim, skorumpowanym kraju i trzeba byłoby zrobić wszystko, aby odsunąć go od władzy wraz z miejscowymi demokratami. Ale na razie nie trzeba.

Ostatni Portugalczyk umrze w 2204 roku

W Europie – mimo braku wojen i epidemii – zapanował kryzys demograficzny. Brytyjski demograf Peter McDonald przewiduje, iż „przy obecnym przyroście naturalnym, populacja Włoch zmniejszy się o 86% i pod koniec naszego wieku będzie liczyć tylko 8 milionów osób . Podobnie populacje Hiszpanii, Niemiec oraz Grecji zmniejszą się odpowiednio o 85, 83 i 74 procent”. Demografowie portugalscy zaś obliczają, że jeżeli obecne tendencje zostaną utrzymane wówczas w roku 2204 naród Portugalczyków zniknie z powierzchni Europy. Nie znaczy to jednak, że Europę Anno Domini 2100 roku będzie zamieszkiwać populacja 100 milionów Europejczyków. Tą próżnię z aktywnym udziałem poszczególnych narodów europejskich będą wypełniać działania pro imigracyjne. Oznacza to wielką przemianę kulturową Europy. Wiele osób sądzi, że można tego uniknąć, bo przecież imigranci zintegrują się i przejdą głęboki proces akulturacji. W mojej opinii to pobożne życzenia. Wymagałoby to z jednej strony utrzymania przewagi narodów lokalnych, dominacji ich kultury a z drugiej strony uznania przez przybyszów kultury tubylców za atrakcyjną na tyle, że są gotowi porzucić swoją kulturę, moralność, wierzenia i obyczaje. Uważam, że jest to typowe wishfull thinking. Możemy tu symbolicznie posłużyć się przykładem Żydów w Polsce, którzy pomimo wielowiekowej obecności na ziemiach polskich nie zostali zintegrowani z polskim żywiołem i jeszcze w czasach II Rzeczpospolitej ponad 75 – 80% nie potrafiło się posługiwać językiem polskim zaś społeczności żydowskie tworzyły enklawy. I przecież nie chodzi w tym przykładzie o to, aby rozdzielać i stopniować winę pomiędzy obydwoma narodami a raczej o fakt.  Fakt. Integracja nie działa tak jak matematyczna formuła 2 + 2 = 4. Wymaga woli i zainteresowania dwóch stron. To widzimy dziś na własne oczy w Europie – imigranci tworzą własny świat z własnymi prawami i zwyczajami w poszczególnych krajach, świat wyodrębniony. Rozważmy przez chwilę jedną rzecz.  Dziennikarz telewizji ARD Joachim Wagner, autor książki „Bezprawni sędziowie”, powiedział: „Według moich ustaleń sędziowie pokoju rozstrzygają 90 proc. sporów w swoich środowiskach (muzułmańskich). Niemiecki wymiar sprawiedliwości nie ma pojęcia, co w nich się naprawdę dzieje”. A czy sędziowie pokoju działają lege artis? A więc dlaczego tak się dzieje, że kryzys demograficzny o którego skutkach milczy się (nie w tym znaczeniu, że się nie mówi i nie pisze w ogóle, ale dystrybucja tej informacji nie ma zasięgu powszechnego) trwa? Różne są przyczyny tego stanu rzeczy, lecz nie powiedzieć, że przyczyną zasadniczą jest skuteczne przekonanie wielu, że rodzina, dzieci i moralność w zwykłym tego słowa znaczeniu jest anachronizmem to praktycznie nie powiedzieć nic na temat przemian zafundowanych Europie od roku 1968. Bo przecież nie jest tak, że Francuzki, Włoszki, Niemki czy Szwedki stały się bezpłodne – nie, nie stały się o czym świadczy aborcja w ciągu 20 ostatnich lat 57 milionów, tak milionów, dzieci. To dzieci stały się wrogiem Francuzek, Włoszek czy też Niemek. Ale gdybyśmy zaczęli o tym w ten sposób rozmawiać… Nie, nie możemy w ten sposób rozmawiać, gdyż gdybyśmy tylko zaczęli to cały ten świat w którym gładko rozprawiamy o gender, multikulturalizmie, aborcji i eutanazji musiałby runąć, cofnąć się jak fala, którą mocą własnej iluzji utrzymujemy na brzegu. Na taki komfort nie można sobie pozwolić – lepiej, aby europejska kultura wymarła niż mieliby rządzić konserwatyści. Ten sposób myślenia ujawnił się w całej okazałości po przeprowadzonych w ubiegłym roku krwawych zamachach w Paryżu – oto we francuskich mediach pojawiają się wyważone opinie autorytetów i ekspertów, którzy obawiają się, że najgorszym z możliwych efektów rzezi może być radykalizacja postaw wobec tzw. uchodźców i wzmocnienie prawicy.  Tym trzeba się martwić. Bo, jak mówi Kazimiera Szczuka: „Jak się okaże, że większość z nich jest terrorystami, to wtedy będziemy się martwić”. Dokładnie wtedy i ani chwili wcześniej. Dopóki choć jednen z nich nie jest terrorystą będziemy prowadzić dialog.

Co tak naprawdę zdarzyło się w Kolonii?

Nie zmierzam Państwa zanudzać opisem zdarzeń, gdyż te zostały opisane. W tej sprawie nie chodzi o przede wszystkim o media, choć i media zawiodły. W tej sprawie nie chodzi przede wszystkim o policję, choć to policja zawiodła. W tej sprawie nie chodzi o rząd, choć i rząd zawiódł. W tej sprawie nie chodzi o prawo, choć właśnie prawo zostało złamane. Media, policja, rząd, prawo to tylko dekoracje dramatu. W tej sprawie chodzi tylko o jedno – prawda musi zostać przemilczana a jeżeli nie da się jej przemilczeć to sprawa musi zostać przedstawiona tak, aby mit (bo to jest mit) równości kultur w swej różnorodności nadal trwał, aby ten mit nie utracił cnoty (choć dawno jest dziwką). Ten mit trzeba utrzymać w imię lewicowego humanizmu. Trzeba, ponieważ nie możemy przyznać racji tym, którzy uważają, że równość kultur jest utopią. Gdyby to zostało zrobione, gdyby jeden mały akcent, jeden mały wzór na nowej tkaninie uległ przesunięciu świat zmieniłby się a to mogłoby przynieść skutki katastrofalne. Jeżeli bowiem w jednej rzeczy nie posiada się racji to kto wie, jak się sprawy mają z innymi racjami i atrybutami lewicowości traktowanymi jak świętość? Takie drobne przesunięcie akcentów w dyskusji (oni też mają rację) zmuszałoby do dyskutowania także innych kwestii tak jak z partnerami a nie jak z osobami wykluczonymi z dyskursu. Może trzecia płeć o jakiej opowiada lewica to absolutna fikcja? Coś tak absurdalnego jak abiogeneza, której zwolennikiem był przecież nie byle kto jak Arystoteles właśnie. To przecież on opowiadał o myszach rodzących się z siana, mszycach powstających z rosy czy też o muchach rodzących się z mięsa. Może właśnie takie prawdy próbuje nam przekazać ideologia lewicowa?

O co chodzi w Polsce?

Gdyby w Polsce chodziło o to, że demokracja jest naprawdę zagrożona… Gdyby w Polsce chodziło o to, że wolność słowa może zostać zabroniona… Gdyby tak było sądzę, że nie tylko ja, ale i większość osób o inklinacjach prawicowych i konserwatywnych uczestniczyłoby masowo w demonstracjach. Nie zamierzam polemizować z poglądami osób przekonanych, że coś złego z polską demokracją czy wolnością słowa w Polsce ma miejsce. Zbyt duży poziom i emocji i abstrakcji. To z czym mamy przede wszystkim do czynienia to bunt elit i powody tego buntu, wreszcie, wprost wyartykułował  Wiesław Władyka w audycji radia Tok FM – „To próba wymiany elit”. O to właśnie chodzi – werdyktowi demokratycznemu sprzeciwiają się ci, którzy uchodzili w swoim przekonaniu za elitę. Za tych, którzy nadają ton, moderują dyskusję, wyznaczają kierunki, interpretują, suflują, pełnią rolę arbitrów elegancji. Nawet po 45 latach komunistycznej propagandy największą obawą elity skupionej wówczas pod przewodnictwem Adama Michnika było to, że Polacy mogą z powrotem zanurzyć się w świecie, który jest im instynktownie bliski: rodzina, Kościół, naród, tradycyjne wartości. Zgodzić się, nawet po 25 latach, na polityczną zmianę warty oznaczałoby ryzyko politycznego samobójstwa, ryzyko anihilacji efektów lewoskrętnej pracy. To jest dla mnie zasadniczy powód, bo gdyby powody miały pryncypialną naturę jak próbuje się to kłamliwie przedstawić to już wcześniej objawiłyby się w działaniu przeciw rządom, które nie wykonują orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego czy też władzy, które jest przeciwna pluralizmowi w świecie mediów. To akurat mnie specjalnie nie dziwi. Nie chodzi o zasady, ale o to kto daje szanse na propagowanie lewicowej ideologii a kto jej nie daje. Może najlepiej to o co chodzi w całym tym sporze wyjaśnia wywiad z brytyjskim filozofem Rogerem Scrutonem udzielony „Rzeczpospolitej” w 2007 roku.

Rzeczpospolita: Dlaczego Polska ma za granicą taką złą prasę?

Roger Scruton: Większość dziennikarzy na świecie ma poglądy lewicowe, liberalne. Udają, że mają otwarte umysły, ale to tylko ich poza. Tak naprawdę, jeżeli ktoś nie zgadza się z lewicowymi dogmatami, spotka się z ich strony ze skrajną wrogością. Na Zachodzie znamy to doskonale. Z problemem tym musiała sobie radzić Margaret Thatcher, musiał sobie radzić z nim Ronald Reagan. Bracia Kaczyńscy są więc w dobrym towarzystwie. Dopiero po wielu latach dziennikarze zdobyli się na to, żeby przyznać, że Thatcher i Reagan mieli rację.

Rzeczpospolita:  Pana zdaniem ataki na Polskę mają charakter ideologiczny?

Roger Scruton:  Oczywiście. Ale na to zjawisko wielki wpływ mają również dwa inne czynniki. Po pierwsze wasza opozycja od pewnego czasu używa zachodnich mediów do destabilizowania własnego rządu. Ci ludzie mają bardzo dobre kontakty na Zachodzie, które teraz wykorzystują. Po drugie, sporą rolę odgrywa Unia Europejska, która jest również bardzo źle nastawiona do waszych władz, bo sprzeciwiają się one rozmaitym, narzucanym przez Brukselę, biurokratycznym normom.

Rzeczpospolita:  Niektórzy uważają, że obecny polski rząd jest zagrożeniem dla polskiej demokracji.

Roger Scruton:  Ci, którzy tak twierdzą, nie mają pojęcia, co to jest demokracja. Zawsze, gdy jakieś społeczeństwo wybiera w powszechnym głosowaniu prawicowe władze, ci ludzie krzyczą o zagrożonej demokracji. Bo naród nie głosował "tak jak trzeba". Demokratyzm lewicy sprowadza się do przekonania, że demokracja jest wtedy dobra, gdy wygrywają nasi.

Zakończenie

Świat współczesny trawi deficyt prawdy. Prawda jest zastępowana skutecznie tym, co się bardziej komuś podoba. Imaginacjami różnej proweniencji i różnej natury. Słowa gubią swoje właściwe znaczenie i w nowych szatach nie tyle opisują świat zgodnie z rzeczywistością, ile mają wykreować świat zgodny z pewnym, kontrolowanym, wyobrażeniem. Wykreować w taki sposób, aby nikt nie miał ochoty zaglądać pod wierzchnią warstwę, aby wręcz zaglądanie pod wierzchnią warstwę było traktowane jak ogromny nietakt. Nowa tkanina o jakiej pisał w swojej baśni J.Ch. Andersen jest produkowana na wielką przemysłową skalę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka