Zamki na Piasku Zamki na Piasku
9326
BLOG

Nawet do bezprawia ludzie chcą sobie zapewnić prawo

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 512

Gdy każde „lub” jest „oraz”

W ustawie o Trybunale Konstytucyjnym jest przepis, który został uchwalony w następującym brzmieniu "przysługuje prezydium Sejmu oraz grupie co najmniej 50 posłów". Na jego kanwie prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzej Zoll stwierdził, że nie powinno się wyrażenia „oraz” kategorycznie interpretować jako „i”, ale raczej jako „lub” a nawet „albo”.

Rozważmy przez chwilę zatem sylogizm:

Każde „lub” jest „oraz”

Każde „oraz” jest „i”

Każde „lub” jest „i”.

Zaczyna się robić niebezpiecznie. Przyjmując, że spójnik łączny „oraz” może stać się równie dobrze spójnikiem rozłącznym „lub” wprowadzamy niemałą rewolucję w interpretowaniu prawa.

Rozważmy na chwilę dwa przepisy kodeksu cywilnego:

Art. 361. § 1. Zobowiązany do odszkodowania ponosi odpowiedzialność tylko za normalne następstwa działania lub zaniechania, z którego szkoda wynikła.

Art. 362. Jeżeli poszkodowany przyczynił się do powstania lub zwiększenia szkody, obowiązek jej naprawienia ulega odpowiedniemu zmniejszeniu stosownie do okoliczności, a zwłaszcza do stopnia winy obu stron.

Jeżeli każde „lub” jest „i” to w wypadku pierwszym odpowiedzialność odszkodowawczą będzie ponosiła osoba tylko wtedy, gdy wystąpią jednocześnie następstwa działania i zaniechania.

Jeżeli każde „lub” jest „i” to w drugim wypadku obowiązek naprawienia szkody ulegnie odpowiedniemu zmniejszeniu tylko i wyłącznie wtedy, gdy poszkodowany przyczynił się do powstania i zwiększenia szkody.

Dla przeciętnej osoby jest to nie do zaakceptowania. Nie taki jest sens tych przepisów. Taka wykładnia prawa jest wprowadzaniem do świata anarchii, chaosu. Absurdów wynikających ze stosowania wniosku, że każde „lub” jest „i” jest nieskończenie wiele a zacytowane przepisy mają jedynie walor przykładu. Notabene modyfikując potoczne rozumienie słów doszlibyśmy do katastrofy babilońskiej. Weźmy za przykład to banalne zdanie: „Jaś dostał na swoje urodziny książkę, sanki oraz piłkę”. Uznając, że prawdziwa jest przesłanka, że każde „lub” jest „oraz” moglibyśmy wprowadzić Jasia w stan zdumienia twierdząc, że dostał książkę i sanki lub piłkę, gdy tymczasem on stał się wskutek wspaniałomyślności swoich rodziców właścicielem trzech prezentów.

Clara non sunt interpretanda – nie podlega wykładni to, co jest oczywiste. Tak jest z przepisem o kręgu uprawnionych do zgłaszania kandydatów na sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

Domniemanie konstytucyjności ustaw

Wiele osób zaangażowanych w dyskusję o noweli do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym pyta dziś: gdzie jest przepis, który mówi o domniemaniu, że ustawy są konstytucyjne. Niektórzy z tych którym to pytanie zostało zadane usilnie poszukują tego przepisu lub posiłkują się np. wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z dnia 31 stycznia 2001 roku w którego uzasadnieniu pada stwierdzenie, iż „Domniemanie zgodności ustawy z konstytucją może być obalone jedynie wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego”.

Nie szukajcie tego przepisu prawnego, gdyż go nie ma. Jest za to art. 7 Konstytucji mówiący, że „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”. Jeżeli zatem Sejm i Senat działając na podstawie prawa i w jego granicach uchwalają ustawę, którą następnie podpisuje Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej to ta ustawa jest zgodna z Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Podobnie rzecz się ma bowiem z wyrokami sądów, które zapadły w I instancji i nie zostały zaskarżone a zatem uprawomocniły się czy też decyzjami organów administracji, gdy od tych decyzji strony nie złożyły odwołania zgodnie z przewidzianą prawem procedurą. Legitimi thori – ot, wszystko.

Trybunał Konstytucyjny a uchwała o wyborze sędziów Trybunału

Uchwały Sejmu o wyborze pięciu sędziów, które zostały zakwestionowane przez grupę posłów na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej VIII Kadencji nie są aktami normatywnymi (nie zwierają norm generalnych i abstrakcyjnych), lecz są aktami stosowania prawa (zawierają normy indywidulano – konkretne) a ponieważ kognicja Trybunału obejmuje badanie zgodności z Konstytucją aktów normatywnych to jest oczywiste, że Trybunał Konstytucyjny nie może wyrokować w tej sprawie, lecz powinien postępowanie wszczęte przez wnioskodawców umorzyć wobec niedopuszczalności wyrokowania.  Trybunał bowiem – jak każdy inny organ publiczny – działa na podstawie i w granicach prawa. Stąd mamy szczęśliwie taką sytuację, że sądy cywilnie nie rozpoznają spraw o zabójstwo a sądy karne nie rozpoznają spraw o rozwód. Tu nic nie pomoże żadna ekwilibrystyka prawna, akrobatyka w gąszczu przepisów i szermierka słowna. Albo akceptujemy pewien porządek prawny i sposób jego kształtowania albo decydujemy się na jego destabilizację, wprowadzenie prawnej anarchii oraz zakwestionowanie państwa prawa i wyrażamy zgodę na państwo prawników. Tertium non datur.

Konstytucyjne czy jednak nie

Ów słynny artykuł 190 pkt. 5 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej mówi, że „Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają większością głosów”. Przedmiot sporu sprowadza się zatem do tego czy zdefiniowanie w noweli do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym większości kwalifikowanej jako tej większości potrzebnej do wydania orzeczenia jest konstytucyjne czy też nie.

Argumentem używanym do zbudowania wniosku o braku konstytucyjności większości kwalifikowanej jest zasada racjonalnego prawodawcy zgodnie z którą użycie słowa „większość” nakazuje rozumieć przez to „większość zwykłą”, bo gdyby miało być inaczej ustawodawca użyłby sformułowania „bezwzględna większość głosów” lub „większość kwalifikowana”. Jest to założenie aprioryczne. Równie dobrze można przyjąć – wywodząc to z tej samej zasady – że, gdyby prawodawca chciał, aby orzeczenia zapadały zwykłą większością to użyłby dokładnie tego określenia a jeżeli go nie użył to oznacza, że dopuszcza w przyszłości, aby owa większość była zdefiniowana w każdy sposób, który oddaje sens pojęcia „większość” a jednocześnie nie stanowi jednomyślności.

Uważam, że w tej sprawie nie ma oczywistych argumentów przechylających szalę sporu na jedną lub drugą stronę i każde rozstrzygnięcie w tej sprawie będzie mieć charakter arbitralny. Jedyne, co można powiedzieć to tylko to, że sformułowanie „większość”, jakie znalazło się w tekście Konstytucji nie jest dostatecznie precyzyjne.

Natomiast za aberrację należy uznać każdą próbę udowodnienia, że atrybutu konstytucyjności jest pozbawione rozwiązanie proceduralne zgodnie z którym  wnioski o rozpoznanie konstytucyjności są rozpoznawane według kolejności ich wpływu. Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Sprawiedliwości Regulamin urzędowania sądów powszechnych z dnia 23 lutego 2007 r. (Dz. U.  z 2007 r., Nr 38, poz. 249) zasadą jest, że sprawy są rozpoznawane według kolejnością ich wpływu do sądu. Od tej reguły są oczywiście wyjątki łącznie z tym, który pozwala w szczególnie uzasadnionych przewodniczącemu wydziału na rozpoznanie sprawy w innej kolejności.

Co zwraca uwagę to unormowanie zasady kolejności rozpoznawania spraw  w akcie niskiego rzędu. A na co zwrócić jeszcze uwagę? Może na dwie rzeczy. Wprowadzenie nowelą zasady kolejności rozpoznawania spraw według ich wpływu nie jest absolutnym novum w naszym porządku prawnym. Można wręcz powiedzieć, że dotychczasowa regulacja oddająca w ręce Prezesa Trybunału Konstytucyjnego decyzję o tym, które sprawy mają być rozpoznawane jako pierwsze jest atypowa i zawiera w sobie negację zasady równości wobec prawa, w tym prawa do sądu. A rzecz druga to milczenie Konstytucji na temat tego w jakiej kolejności sprawy mają być rozpoznawane. Oznacza to, że przedmiotowe zagadnienie może i powinno zostać uregulowane przez ustawodawcę podsiadającego delegację konstytucyjną w art. 197.

Można, oczywiście, narzekać, że ustawodawca nie zapewnił Prezesowi Trybunału możliwości decydowania w szczególnie uzasadnionych przypadkach o innej kolejności rozpoznawania spraw, ale to nie ma nic wspólnego z konstytucyjnością lub jej brakiem. To, co najwyżej jest niepragmatyczne. To jest kwestia do unormowania de lege ferenda. To samo można powiedzieć o składach w jakich Trybunał Konstytucyjny powinien rozpoznawać sprawy.

Wypada przy okazji wszelkich interpretacji prawniczych pamiętać jednak to, co zgrabnie wyraził Jean Girardoux „Żaden poeta nigdy nie interpretował natury w równie dowolny sposób, w jaki prawnik interpretuje prawdę”. Bystry Girardoux od "Zuzanny i Pacyfika"!

Nowela jest niekonstytucyjna

Lista podmiotów, które orzekły, że wigilijna nowela jest niekonstytucyjna jest tak długa i powszechnie znana, że nie warto jej wymieniać. To jest jednak tylko argumentum ad verecundiam czyli jeden ze sposobów nieuczciwego prowadzenia sporów. Ot, takie starożytne ipse dixit ówczesnych zwolenników nauk Arystotelesa. Nic z tego nie wynika: nadmiar autorytetów nie zastępuje braku argumentów a może nawet dowodzić, że argumenty są, delikatnie mówiąc, mało przekonujące. Ja w tej mierze pozostaję wierny temu, co wyraził w jednym krótkim zdaniu George Orwell: „Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny”. Oprócz tego wszystkiego dla obserwujących wojenkę wokół noweli autorytety kwestionujące jej konstytucyjność mają osłabioną pozycję, gdyż od początku zauważalna jest ich stronniczość, stronniczość wywodząca się wprost z braku sympatii do rządów prawicowych. Zresztą pojęcie autorytetów jest używane przeze mnie trochę na wyrost i niejako z przyzwyczajenia, bowiem pamiętam co powiedział Władysław Grabski: „Autorytetu sztucznie się nie stworzy. Upominanie się o autorytet zwykle dowodzi, że go się nie posiada. Trzeba, by autorytet wypłynął z wartości moralnych i intelektualnych, wtedy tylko jest on trwałym i poważnym”. Mam i myślę, że nie ja jeden poczucie – mniej lub bardziej uzasadnione – poczucie, że autorytety mają realne oparcie jedynie w naturze piastowanych stanowisk a nie wartości moralnych.

Mnie to prawo się nie podoba

I Prezes Sądu Najwyższego, Małgorzata Gersdorf, chce by Trybunał Konstytucyjny zbadał jej wniosek w sprawie znowelizowanych przepisów ustawy o Trybunale Konstytucyjnej na podstawie ustawy o Trybunale w brzmieniu sprzed jej nowelizacji. Prezes Trybunału Konstytucyjnego przychyla się do takiego procedowania na podstawie prawa, które przestało obowiązywać i w składzie nieprzewidzianym przez ustawę. Trudno o większe kuriozum na gruncie prawa. Podstawowym argumentem na rzecz takiego a nie innego stanowiska Małgorzaty Gersdorf jest to, że noweli powinno towarzyszyć vacatio legis. Niestety, ani ustawa z dnia 20 lipca 2000 roku o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych ani inna ustawa nie wprowadza bezwarunkowego nakazu stosowania vacatio legis w wypadku uchwalania nowego prawa.

W państwie prawa trudno nawet sobie wyobrazić, aby można było prawo stosować w sposób dowolny, zgodny z subiektywnym przekonaniem sędziego o tym, jakie prawo powinno być oraz z całkowitym lub częściowym pominięciem aktualnych przepisów prawa. Nie znaczy to, że nie ma w polskim ustawodawstwie możliwości orzekania na podstawie przepisów prawa, które przestało obowiązywać – vide: art. 4 § 1 Kodeksu karnego -  „Jeżeli w czasie orzekania obowiązuje ustawa inna niż w czasie popełnienia przestępstwa, stosuje się ustawę nową, jednakże należy stosować ustawę obowiązującą poprzednio, jeżeli jest względniejsza dla sprawcy”. Są to jednak wyjątki skodyfikowane.

Ale dowolne stosowanie prawa to jedno a świadome stosowanie prawa, które nie obowiązuje w kontrze do prawa obowiązującego i normującego określoną problematykę w inny sposób niż poprzednio to zupełnie coś innego. Zgodnie z art.  20 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym – „W sprawach nie uregulowanych w ustawie do postępowania przed Trybunałem stosuje się odpowiednio przepisy Kodeksu postępowania cywilnego”. W mojej ocenie oznacza to, że jeżeli Trybunał orzeka w składzie nie znanym ustawie (sprzecznym z przepisami prawa) to zgodnie art. 379 pkt. 4 ustawy z dnia 17 listopada 1964 r. - Kodeks postępowania cywilnego zostaje spełniona  przesłanka nieważności postępowania. Generalnie skutkiem nieważności postepowania powinno być uchylenie orzeczenia dotkniętego wadą prawną i ponowne rozpoznanie sprawy. To wszystko brzmi optymistycznie, ale nawet przy odpowiednim stosowaniu przepisów k.p.c. nie ma żadnego innego organu, który mógłby stwierdzić w sposób prawnie relewantny, że orzeczenie Trybunału zapadło w postepowaniu dotkniętym nieważnością. Oznacza to, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego wydane w nieważnym postepowania będzie wywoływać skutki prawne takie jakby zostało wydane lege artis. Wynika to z tego, że w postępowaniu cywilnym nie występuje nieważność z mocy samego prawa. Nieważność postępowania nie pozbawia skutków orzeczenia ex lege, lecz uzasadnia jedynie jego zaskarżenie z tej przyczyny. W mojej opinii występuje oczywista luka w prawie. Luka, której nie da się uzupełnić w drodze analogii iuris czy legis albo poprzez wnioskowania prawnicze a fortiori i a contrario. To będzie sprawa precedensowa: sąd konstytucyjny działając nielegalnie wprowadzi do obrotu orzeczenie prawne, które będzie ostateczne i będzie podlegało wykonaniu.

Ryzykanci

Commodum eius esse debet, cuius est periculum... korzyść odnosi ten, kto ponosi ryzyko. Ryzyko w tej sprawie ponoszą wszakże obie strony uwikłane w prawny spór – zarówno prawica jak i Prezes Trybunału Konstytucyjnego. Ujmując rzecz od strony prawnej Prezes Andrzej Rzepliński może odnieść zwycięstwo. Jednakowoż będzie to zwycięstwo Pyrrusa i jeszcze jedno takie a Prezes będzie odchodził w dyshonorze. Ponieważ strony sporu licytują wysoko jest wysoce prawdopodobne, że Trybunał Konstytucyjny nie tylko będzie procedował w oparciu o przepisy ustawy, które już nie obowiązują, ale zlekceważy też (co poniekąd jest logiczne) przewidzianą przez nowelę zasadę kolejności rozpoznawania spraw i orzeknie, że przepisy wprowadzone przez nowelę są niekonstytucyjne. Mniejsza o uzasadnienie – z faktu, że Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawa można wyciągnąć wszystko i jeszcze więcej. Korzystając zaś z atrybutu ostateczności orzeczeń a zatem ich niezaskarżalności orzeczenie wydane  w nieważnym postępowaniu wejdzie do obrotu prawnego. Odpowiedzią zjednoczonej prawicy może być ponowne uchwalenie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym w takim samym lub delikatnie zmodyfikowanym kształcie. Odpowiedzią może być także brak odpowiedzi prawnej i zwłoka w realizacji orzeczenia Trybunału a w nowej sytuacji na rynku mediów przedstawienie sprawy zgodnie z jej faktycznym przebiegiem i – jak sądzę – z pominięciem wątków typowo prawniczych, które dla większości społeczeństwa i to nie tylko polskiego są zbyt hermetyczne i ekskluzywne. Ofensywa będzie krótka i prosta: Trybunał działając nielegalnie, wbrew obowiązującym go przepisom, uchyla ustawy czyli stawia się ponad prawem i ponad wolą suwerena. To będzie wyjątkowo skuteczna kampania – polskie sądownictwo nie jest bowiem symbolem sprawiedliwości i ta korporacja zawodowa posiadająca ogrom przywilejów w porównaniu z przeciętnym obywatelem nie cieszy się ani sympatią ani poważaniem. Oprócz tego – jeżeli Prezes A. Rzepliński zdecyduje się na tak kontrowersyjne postepowanie jak wyżej przedstawiłem mit państwa prawa, mit chwiejący się u podstawy już dawno, zakończy swój intensywny, ale i krótki żywot. Pewnie są możliwe jeszcze inne scenariusze, ale poza jednym – podporządkowanie się przez Trybunał obowiązującemu prawu i apolityczne orzekanie – nie ma takiego w którym Trybunał  nie wyzbywa się autorytetu w cenie promocyjnej. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka