W Polsce jest już tak dobrze, że chce ją opuścić w perspektywie najbliższych 12 miesięcy milion Polaków a ponad 3 miliony to rozważa.
Aż tak jest dobrze, że są to Polacy do 34 roku życia.
Ale jest też dobra wiadomość dla krajowych sił propagandowych, bo w marcu tego roku badania wskazywały, że emigracja jest brana pod uwagę przez ponad 4 miliony Polaków.
Nasi funkcjonariusze medialni są przecież zawsze gotowi złożyć meldunek z pola bitwy: „Posuwamy się do przodu a wróg za nami tuż, tuż”.
Ten stan zamierzeń ludzi, w zasadzie, młodych istotom myślącym pozwala wysnuć tylko jeden wniosek: w Polsce potrzebne są głębokie, poważne zmiany.
Śledząc, od czasu do czasu, wartką produkcję propagandy odnoszę wrażenie, że dla wielu z tych tandetnych fabrykantów kitu i lepiku czas zatrzymał się w roku 1989.
Zatrzymał się w czasie, gdy granice były zamknięte. Zatrzymał się w czasie, gdy nie było dostępu do Internetu.
Czas nie stanął w miejscu. Nie jesteśmy Białorusią i nie musimy się zachwycać carami z pegeerów lub carycami z Szydłowca nad Korzeniówką. Nie jesteśmy na lekcji języka polskiego, gdzie musimy pilnie uczyć się „Dlaczego Słowacki wzbudza w nas miłość i podziw?” Dlaczego zachwyca? Jak zachwyca skoro nie zachwyca! Ale przecież profesor Bladaczka „tysiąc razy tłumaczył” dlaczego zachwyca! Ach! w Polsce to my mamy legion takich Bladaczek od rana do wieczora próbujących z maniakalnym uporem i z książeczką agitatora w ręku wyjaśnić, że jest dobrze i mamy się zachwycić a „wróg nas kusi Coca – Colą!”.
To nie działa. Granice są otwarte. Internet jest dostępny. Mamy relacje z pierwszej ręki od znajomych jak żyje się w Belgii, Holandii czy Wielkiej Brytanii.
Na nachalną propagandę i rzeczywisty brak perspektyw tu, na miejscu, odpowiedź będzie jedna – podmiot agitek zagłosuje nogami. Zaciskanie pasa – to nie przejdzie.
Nie będę, zakładam, że czytają ludzie inteligentni, tłumaczył jakie konsekwencje dla polskiej gospodarki będzie miała tak masowa emigracja.
Czas tworzenia gospodarki w oparciu o niskie płace po prostu się skończył a osiągniecie wysokiego wzrostu nie jest, co do zasady, możliwe, gdy ma się oprzeć na konglomeracie ziemniaków i jabłek oraz sieci handlowych i montowni. Wydajność pracy mierzy się nie w tym, aby jeszcze szybciej biegać niż Niemcy, ale w tym by w ciągu godziny wyprodukować rzeczy droższe. No a tych nie da się wystrugać z ziemniaków. Po prostu. Trzeba mieć technologię. Trzeba mieć odwagę, aby marzyć i konsekwencje by realizować marzenia.
Kończę. Powtórzę jeszcze raz: w Polsce są potrzebne głębokie zmiany. Wyrwanie z korzeniami tego całego myślenia wedle którego jesteśmy skazani na pełzanie po dnie, bo mamy jakieś nieuleczalne wady, które nie pozwalają nam chodzić z podniesioną twarzą.
Absolutna bzdura. Gdyby Niemcy w to wierzyli marka „Made in Germany” nadal znaczyłaby tyle, ile znaczyła dawnej czyli tania tandetę. Podobnie z marką koreańską.
Tak czy inaczej model w którym dostawało się po 20 latach wspólnego życia z teściami wymarzone M3 jest już martwy a ci, którym próbuje się wykazać jego atrakcyjność pokazują figę z makiem i bukują bilet do Londynu. Więcej – znaczna część z nich nie zamierza tu wracać.