Zamki na Piasku Zamki na Piasku
2156
BLOG

Któryś milion to będzie o milion za dużo

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 25

Wszystko ma swoją granicę i ta wiedza to nie jest nic nowego pod słońcem. Budowniczy statków mają znak Plimsolla zwany inaczej znakiem wolnej burty.  To znak bezpieczeństwa – gdy zostanie przekroczony statek zatonie.

Wiele dziś mówi się lub pisze o imigrantach lub uchodźcach, jak kto woli,  którzy przybywają do Europy. Pierwsza konstatacja: to nie jest imigracja. To jest już inwazja. Imigracja – sensu stricto – implikuje jednoczesne występowanie elementów kontroli i wyboru oraz odmowy. Kontrolujemy tych, co przybywają, podejmujemy decyzję kogo z nich przyjąć a komu odmówić pobytu na swojej ziemi. Inwazja jest zaprzeczeniem imigracji – to nielegalni przemytnicy ludzi decydują kogo, kiedy i za ile zabrać do raju. Inwazja jest po prostu skutkiem braku przemyślanej i spójnej polityki imigracyjnej. A przecież można taką politykę prowadzić.

Z jednej strony można wskazać na Australię, która wróciła do nowej wersji programu skierowanego przeciwko nielegalnym imigrantom czyli „Sovereign Borders”. Program został uruchomiony we wrześniu 2013 roku i stanowi kontynuację operacji „Pacific Solution”. Przewodnią ideą „Sovereing Border” jest zero tolerancji dla gangów przemytniczych, odsyłanie łodzi z powrotem do miejsca nadania oraz intensywna kampania informacyjna prowadzona w takich krajach jak Indonezja i Sri Lanka mająca na celu uświadomienie obywatelom tych państw, że ryzykowna i kosztowna podróż do Australii nie ma szans na powodzenie.

Z drugiej strony warto wspomnieć o Kanadzie, która jest krajem, co do istoty, otwartym na imigrantów. Ale to rząd kanadyjski zastrzega sobie prawo do decydowania o tym, kto się osiedli w tym pięknym zakątku Ameryki Północnej. Jak mówi Chris Alexander - kanadyjski minister ds. imigracji – „Nasza wizja to szybsza niż dotąd imigracja do Kanady – maksimum 6 miesięcy załatwiania całego procesu dla imigrantów ekonomicznych (…). Dwa, to więcej wykształconych i wykwalifikowanych imigrantów. I wreszcie trzeci element – bliższe dopasowanie umiejętności i kwalifikacji przyjmowanych przez nas imigrantów do potrzeb ekonomicznych Kanady”.

Warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że kanadyjski Sąd Najwyższy w 2011 roku jednomyślnie potwierdził prawo rządu federalnego i rządów prowincji do domagania się od sponsorów imigrantów w ramach łączenia rodzin zwrotu zasiłków, nienależnie pobranych przez imigrantów. Impulsem była sprawa wniesiona przez osiem rodzin, które sprowadziły do Kanady swoich krewnych, ale krewni ci, zamiast szukać pracy, postanowili skorzystać z hojności kanadyjskiego państwa opiekuńczego. Na kanwie tej sprawy i orzeczenia kanadyjskiego Sądu Herber Grubel (pracownik Fraser Inistitute i współautor raportu ‘Immigration and the Canadian Welfare State’ z którego wynikało, że rocznie obsługa imigrantów kosztuje kanadyjskich podatników nawet 23 mld. dolarów) powiedział znamienne zdanie: „Nie jest naszą rolą jako kraju prowadzenie akcji dobroczynnych dla całego świata”.

To zdanie jest kluczowe. Imigranci nie muszą być wrogami dla obywateli krajów do których przyjeżdżają. Imigranci mogą być rozwiązaniem problemów a nie ich źródłem. Muszą jednak – wiem, że brzmi to brutalnie i niehumanitarnie – być poddawani selekcji. Warto bowiem zadać sobie pytanie nawiązujące do znaku Plimsolla: jaka jest nośność okrętu pod nazwą gospodarka i kultura Unii Europejskiej? Który milion imigrantów to będzie o jeden milion za dużo? My, Europejczycy, poza wielkimi ideami wolności, równości, solidarności, mamy swój specyficzny etos. Etos pracy. Etos bogacenia się poprzez pracę. Etos edukacji. Etos indywidualizmu. Etos niezależności ekonomicznej. Etos rozwoju. Etos przedsiębiorczości i samodzielności. Co zrobimy z milionami osób, które nie posiadają żadnych przydatnych kwalifikacji, żadnego wartościowego wykształcenia, zamiłowania do pracy jako wartości samej w sobie? Milionami osób dla których celem jest przede wszystkim znalezienie się pod opiekuńczymi skrzydłami systemów zasiłkowych? Nie chodzi jednak tylko i wyłącznie o te kwestie o jakich wspomniałem powyżej. Chodzi o jakiś specyficzny rys tych, którzy przybywają do Europy. Z jednej strony szeroko rozpowszechniona postawa roszczeniowa np. w miejscowościach Como i Novara we Włoszech imigranci nie przyjęli ubrań zafundowanych przez rząd i instytucje charytatywne, gdyż te były niemodne. Z drugiej zaś jakaś ułomność moralna i intelektualna nie pozwalająca młodym, w większości, ludziom podjąć walki o lepszą przyszłość we własnych krajach.

To, co zapamiętałem z zapisków Ryszarda Kapuścińskiego o wybuchających buntach i rewolucjach (nie jest to cytat a bardziej przybliżenie idei) - dzień wczorajszy nie różnił się od dzisiejszego, wczoraj też było nędznie, biednie i beznadziejnie a więc czemu dziś nabrało to większej wagi. Przekroczono limes tego, co można tolerować. Złość i bezsilność rośnie jak śnieżna kula - najpierw rodzi się w odległych partiach gór i ponieważ jest biała to niczym nie różni się od okrycia gór a potem nie ma przed nią ucieczki.

Imigranci zmienią Europę. Dziś te zmiany są jeszcze w odległych partiach gór, lecz schodzą zboczami w dół i gdy nic się nie zmieni to one diametralnie odmienią Europę. W każdym razie słychać już cichy świst i tępe dudnienie formującej się kuli śnieżnej. Co będzie zawartością śnieżnej kuli?

W pierwszej kolejności lawinowo wzrastające poparcie dla radykalnych i antyimigracyjnych partii. Ten ruch już się rozpoczął. Wystarczy wspomnieć, że przyjaźnie nastawionej do imigrantów Szwecji coraz bardziej stają popularni Szwedzcy Demokraci. W Francji – Front Narodowy. We Włoszech – Liga Północna. W Holandii – Partia Wolności. W Norwegii – Partia Postępu. Rozwija się inicjatywa „La España en Marcha” w Hiszpanii czy też Szwajcarska Partia Ludowa. Jedni powiedzą, że to nacjonaliści. Inni, że to ludzie, którzy zachwali instynkt samozachowawczy na tyle, by wiedzieć, że trzeba uciekać z kotła z wodą pod którym intensywnie rozpala się ogień. Nie słowa mają tu znaczenie – taka jest natura ludzka: być z tymi, którzy są podobni do nas. Nb. brak zrozumienia przez lewackie ideologie dla istoty ludzkiej natury sprawia, że one – koniec końców – muszą przegrać nawet, gdy posiadają wszystkie instrumenty władzy. Bo te ideologia zawsze pragną zmiany ludzkiej natury aniżeli jej odkrycia. Wzrost popularności antyimigracyjnych partii będzie też wspierany przez ubożenie autochtonów. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby przyjęcie na darmowy wikt i opierunek milionów nie powodowało skutku w postaci wzrostu fiskalizmu. Darmowa opieka medyczna też kosztuje.

W następnej kolejności ofiarą padnie swobodny przepływ ludzi zagwarantowany układem z Schengen. Pojawią się zamknięte granice i kontrole paszportowe. To w zasadzie dość naturalne, gdy inwazja nielegalnych imigrantów ma być rozwiązywana jedynie poprzez politykę przydzielania poszczególnym krajom określonej liczby osób uczestniczących w afrykańskim i muzułmańskim Exodusie. Należy też zwrócić uwagę, że powstające mury w Europie. Mury przed imigrantami. To nie tylko Węgry. To także Bułgaria. Generalnie – kraje bałkańskie powstrzymują ogromne masy ludzkie, które chcą się dostać do serca Unii Europejskiej. Jeszcze powstrzymują.

Sądzę, że tym dwóm zjawiskom będzie towarzyszył wzrost ilości i natężenia zamieszek pomiędzy ludnością miejscową a napływową. Dzieli nas bowiem ocean w sferze kultury. Drobne incydenty już dziś wywołują wysoką falę aktów przemocy i wandalizmu ze strony ciemnoskórych imigrantów. Można mnożyć miejscowości w Europie w których dochodzi do takich zdarzeń. Rosarno we włoskiej Kalabrii. Bari – także we Włoszech. Roquetas de Mar w hiszpańskiej Andaluzji. Alcorcon – także Hiszpania. Hackney, Croydon, Peckham, Lewisham, Clapham i Ealing, Tottenham w Wielkiej Brytanii. Biela w Czechach. Kos w Grecji. Stan wyjątkowy na granicach z Macedonią. Suhl w Turyngii. To tylko przykłady rzecz jasna. Wybrane trochę celowo, aby nie poprzestawać na Paryżu i Sztokholmie. Nie sądzę, aby równanie, które dziś jest obserwowane w procesie inwazji na Europę – „im więcej obcych kulturowo imigrantów, tym więcej przemocy” ulegnie zmianie wraz z ich rosnącą populacją. Problem imigrantów staje się też inspiracją do wywołania zamieszek. Tak stało się w Stuttgarcie, gdzie w jednym czasie demonstrowali tzw. antyfaszyści i PEGIDA. W końcu sami policjanci stracili cierpliwość i wraz z chwilą, gdy antyfaszyści przekroczyli wyznaczoną granicę demonstracji zostali rozgromieni szarżą konnej policji.

Oczywiście nie są to wszelkie możliwe konsekwencje związane z nadmiernym napływem imigrantów do Europy. Wypada zwrócić uwagę na jeszcze dwa, w moim przekonaniu, istotne skutki.

Pierwszy – wraz ze wzrostem liczby imigrantów będzie rosło ich znaczenie polityczne. Nie sposób sobie wyobrazić, aby populacja 10 czy 20 procentowa była pozbawiona swojej reprezentacji politycznej i aby ta reprezentacja nie dążyła do realizacji swoich celów i projektów.

Drugi – zagrożenie epidemiologiczne. Imigracja, która jest kontrolowana stwarza szanse na profilaktykę związaną z zapoznaniem się ze stanem zdrowia osoby, która chce osiedlić się w danym kraju. Choćby tylko na szczepienia ochronne. Inwazja wyklucza takie działania zapobiegające. Można np. przeczytać informację, że 85% - 95% osób leczonych na gruźlicę w Luksemburgu, Malcie, Szwecji, Norwegii to imigranci (dane z publikacji przygotowanej przez Marię Korzeniewską-Kosełę - Zakład Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą).

Wszystko ma swoje granice. Pojemność gospodarcza Europy także. Nie jesteśmy w stanie przyjąć do Europy wszystkich, którzy tego pragną. Lub inaczej: jesteśmy tylko, że musimy być gotowi na zmianę dotychczasowego stylu życia. Tak jak napisałem wcześniej: pewien kolejny milion będzie milionem za dużo i znajdziemy się na powierzchni horyzontu zdarzeń a horyzont zdarzeń, jak wiadomo z lekcji fizyki, definiuje granicę powrotu. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka