Zamki na Piasku Zamki na Piasku
2014
BLOG

Przestań Panu Bogu mówić, co ma robić!

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 110

Czy Bóg istnieje? Mam nadzieję. Mam też nadzieję, że nikt nie zażąda ode mnie dowodu naukowego, że Bóg istnieje z tego powodu, że wierzę w to, że istnieje. Gdyby taki dowód istniał i odpowiadał wymaganiom, jakie stawia się dowodom właśnie naukowym wówczas wszelka dyskusja na ten temat zakończyłaby się. Są przesłanki, które wskazują, że Bóg istnieje lub jest konieczne, aby istniał a przynajmniej, że bardziej jest właściwym w to wierzyć aniżeli nie wierzyć. Bynajmniej nie idzie tu o słynny zakład Pascala.  Problem w tym, że są napisane w języku zbyt intuicyjnym dla ateistów, którzy żądają dowodzenia istnienia Boga tak samo jak dowodzi się istnienia stołu, kota i atomu. Nie jest więc dziwne, że Bóg opiera się tego typu dowodom – myślę, że Bóg może być autentycznie rozśmieszony takimi i podobnymi ścieżkami dochodzenia do nieprawdy – skoro Bóg nie istnieje jak kot, stół i atom a jego istnienie jest niepojęte to wymaganie dowodzenia jego istnienia jak atomu i podwójnej helisy DNA jest niedorzecznością. Po prostu „Boga nikt nigdy nie widział” (św. Jan) i wyobrażam sobie jak to twierdzenie Ewangelisty raduje serce ateisty (nikt nigdy nie mógł widzieć tego, czego nie ma – czyż nie?Przecież to t a k i e  o c z y w i s t e).

Czy jednak ma to sens? Ależ oczywiście – tyle, że nie jest on tak oczywisty,  narzucający się naszym oczom jak jakikolwiek fizyczny byt taki jak kot czy stół lub rower. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że Bóg nie jest kwestią wiary, ale kwestią wiedzy i zgodnie z tą wiedzą można udowodnić, że Bóg istnieje i ma przynajmniej taką właściwość, że jest w każdym miejscu i w każdym czasie obecny. Myślę, że wielu – o ile pozwala na to wyobraźnia – poczuło jak niewiele zostałoby nam wolnej woli a także przestrzeni na wolność. To byłoby dokładnie tak jakby policja drogowa stale nam towarzyszyła podczas kierowania przez nas samochodem: przestrzegalibyśmy zakazów i nakazów bardziej obawiając się kary aniżeli mając przekonanie, że robimy to, co uważamy za właściwe. Dlatego mamy wolną wolę. To jest paradoks na jaki może zdobyć się tylko Bóg: wskazanie ludziom zasad, którymi powinni się kierować i pozostawienie im wolnej woli co, do ich używania. Może nam się oczywiście to nie podobać i możemy wobec Boga formułować oskarżenia o to, co uważamy za złe. Co można na to powiedzieć: chyba tylko to, co Niels Bohr powiedział Albertowi Einsteinowi zirytowany tym, że nie przyjmuje on ustaleń fizyków kwantowych („Pan Bóg nie gra w kości! ”)  – „Albercie! Przestań Panu Bogu mówić, co ma robić!”.

Jeśli Bóg istnieje, to wówczas obiektywność moralnych wartości, a także idea moralnej powinności i odpowiedzialności posiada uzasadnienie. Istnieją obiektywne wartości czyli -  coś jest dobre albo złe niezależnie od czyjegokolwiek postrzegania. W tradycji chrześcijańskiej a także i judaistycznej wszelki obowiązek moralny człowieka zamyka się w dwóch wielkich przykazaniach - pierwsze: będziesz miłował Pana Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z myśli swojej; drugie: będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tym opiera się cały fundament orzekania o tym, co jest dobre a co, jest złe. Z kolei imperatyw kategoryczny Immanuela Kanta nie opierając się na religii w jej tradycjonalistycznym rozumieniu dla zaistnienia prawdziwej moralność wymaga 3 rzeczy: wolności, nieśmiertelności duszy i istnienia Boga. W jednej ze swojej ostatnich prac – „Religia w obrębie samego rozumu” I. Kant stwierdza w przedmowie, że „Etyka nieodzownie prowadzi do religii”.

Jeśli zaś Boga nie ma, moralność jest jedynie rezultatem kontraktu, jaki zawierają ludzie między sobą. Moralność jest subiektywna, dostosowuje się do podmiotu używającego jej i nie jest wiążąca dla innych. Jeśli Bóg nie istnieje, niezależnie od tego, w jaki sposób będziemy postępować, nasze czyny  nie będą rozpatrywane w kategorii dobra albo zła, gdyż jeśli Boga nie ma, nie ma też obiektywnych wartości moralnych. A zatem co dalej?

Urodzony w Anglii filozof biologii i ateista Michael Ruse ujął rzecz w sposób następujący: „Współczesny ewolucjonista przyjmuje stanowisko, że ludzie posiadają świadomość moralności, (…) świadomość takowa jest wartością biologiczną. (…) to rodzaj biologicznej adaptacji, takiej samej jak powstanie (…) zębów. Moralność to jedynie narzędzie pomocnicze niezbędne do przetrwania i reprodukcji; wszelkie głębsze znaczenie jest złudne. ( “Evolutionary Theory and Christian Ethics” w “The Darwinian Paradigm” ). Trudno sobie wyobrazić, aby po przyjęciu takiego, poniekąd przypadkowego (losowego)  źródła moralności istniał jakiś obowiązek moralny. Odrzucenie Boga to przekreślenie wszystkich powinności moralnych oraz definitywny koniec wygodnego narzędzia do wydawania jakichkolwiek arbitralnych sądów moralnych o czymkolwiek.

Jeżeli ktoś odrzuca Boga a jednocześnie na tym samym oddechu mówi o dobru i złu jak o uniwersalnych i obiektywnych zasadach to nie wie o czym mówi, jak i nie wie, że popadł już w sprzeczność. Spróbuję to krótko uzasadnić: załóżmy, że „Nie będziesz zabijał innych” oznacza dokładnie to i nic ponad to a zatem, że życie ludzkie jest święte  a więc nie podlega wartościowaniu. Ten pogląd da się obronić – od początku do końca - tylko wtedy, gdy niezabijanie jest obiektywnie dobre. Natomiast, jeżeli, co do takiego znaczenia my, jako ludzie, umówimy się to zawsze możemy uznać w każdych sprzyjających naszym interesom lub słabościom okolicznościach, że „Nie będziesz zabijał innych” oznacza wprawdzie, że nie będziesz zabijał ludzi, ale człowiekiem nie jest lub nie muszę tego uznawać, że jest: embrion, płód, noworodek do 3 miesięcy, bo nie ma świadomości, osoby, które nie mają świadomości samych siebie, osoby, które cierpią, osoby, których leczenie zbyt dużo kosztuje. Nie ma takiej granicy, która nie pozwoli nam zdefiniować biologicznego człowieka jako człowieka co do którego są uzasadnione powody, aby go eliminować. Nie wiem jak w świecie w którym obiektywne wartości moralne nie istnieją potępić sprawców Holocaustu – przecież „jeżeli Boga nie ma – wszystko jest dozwolone” (F. Dostojewski – „Bracia Karmazow”).

Peter Haas - autor „Morality after Auschwitz” rozważając tą kwestię stwierdził: oprawcy nie byli immoralni, nie gardzili etyką, przeciwnie – działali zgodnie z nią, gdyż właśnie na jej podstawie przyjmowano, że „masowa eksterminacja Żydów i Romów była w pełni usprawiedliwiona, niezależnie od tego jak (…) nieprzyjemnym mogła wydawać się zadaniem. (…)  Holokaust (…) mógł się wydarzyć tylko dlatego, że obowiązywała wówczas nowa etyka, która nie definiowała w kategoriach zła aresztowań i deportacji Żydów; w rzeczywistości określała je jako etycznie dopuszczalne, a nawet dobre”. To był spójny etycznie system.

„Nie ma żadnego powodu, by pozostać człowiekiem; żadnych zahamowań, które mogłyby powstrzymać pokłady zła, które w nas tkwią”,bo „nie ma żadnego Boga, nie ma żadnego życia pozagrobowego, żadnej kary za wyrządzone zło. Możemy robić, co tylko nam się spodoba” – te słowa napisał Richard Wurmbrand rumuński pastor o oprawcach systemu komunistycznego w książce pt. „Tortured for Christ”.

To pokazuje słabość moralności bez źródła innego niż ludzkie. Rozumieli to i rozumieją, jak sądzę, nadal niektórzy ateiści np. taki Bertrand Russell (wybitny brytyjski filozof, logik, matematyk) spostrzegł z ogromnym niezadowoleniem: "Nie widzę sposobu na odparcie argumentu, że wartości etyczne są subiektywne, ale nie mogę uwierzyć, że wszystkim, co jest złe w bezsensownym okrucieństwie, jest to fakt, że mi się to nie podoba". To jest właśnie prawda – po eliminacji z systemu moralnego Boga zostają tylko i wyłącznie opinie na temat tego, co jest słuszne lub niesłuszne. Można je respektować lub nie, gdyż wystarczy mieć odmienne zdanie.

Nauka, nawet nauka aspirująca do roli nowoczesnej religii czyli teoria ewolucji [1] nie jest w stanie kreować– jak pisałem powyżej -  uniwersalnego system moralnego. Nauka nie ma nam nic do zaoferowania, gdy chodzi o sens istnienia: człowiek jest istotą biologiczną dla której śmierć jest perspektywą ostateczną i nieodwracalną. To jest destrukcyjne dla motywacji ludzkiej: wybory moralne nie mają – w gruncie rzeczy -  głębszego znaczenia.

Świat bez Boga musi nieuchronnie prowadzić do pesymizmu. Gdy zrezygnujemy już ze świętości życia zostaje nam tylko jego jakość. Ale czy jakość życia jest wystarczającym uzasadnieniem do jego przeżycia? Peter Singer, Żyd z Australii, filozof i bioetyk na blogu prowadzonym w  „New York Times”, zapytał niedawno: „Czy to powinna być ostatnia generacja?”. Wprawdzie P. Singer nie jest jeszcze do końca przekonany, że tak, ale jego kolega, filozof z Uniwersytetu Kapsztadzkiego, David Benatar nie ma już takich wątpliwości, gdyż „powołanie do życia kogoś, kto będzie cierpiał jest (…) ewidentną krzywdą wyrządzoną tej osobie. Natomiast powołanie do życia kogoś, kto będzie miał dobre życie wcale nie jest żadnym dobrem”.

Peter Singer jest dla mnie przypadkiem filozofa, który jest ciekawy z innych jeszcze względów: zacząć wypada od cynicznego zdania, jakie wypowiedział: „Holenderscy lekarze, bezpośrednio, rozmyślnie i jawnie zabijają pacjentów a świat się przez to nie zawalił”. To prawda. Świat nie zawalił się też z tego powodu, że P. Singer jest zwolennikiem legalizacji zabijania dzieci od poczęcia do – na razie – umownego okresu 3 miesięcy niezależnie od stanu zdrowia dziecka. Uważa, że sama przynależność do gatunku Homo sapiens nie niesie ze sobą żadnych kwestii etycznych. Filozof dopuszcza eutanazję adobrowolną – zabijanie tych, którzy przestali być osobami.

Kiedy o nim myślę przypomina mi się książka „Wojna przeciw słabym” autorstwa Edwina Blacka o eugenice w Stanach Zjednoczonych, która znalazła wspaniałe środowisko do rozwoju aż do końca II w. św. Osoby, które były zwolnnikami eliminacji źle urodzonych: biedoty, „białej hołoty”, Indian, Murzynów, drobnych przestępców tez nie byli marginesem społecznym. Przeciwnie: do dzieła włączyli się przedstawiciele elit intelektualnych (Princeton, Harvard, Stanford, Yale), fundacje (Carnegie Institution, Fundacja Rockefellera), umysły wybitne epoki (Oliwer Wendell Holmes – „najbardziej szanowany prawnik w Ameryce”[2], Woodrow Wilson, Margaret Sanger). A przecież nikt inny jak O.W. Holmes wypowiedział ten słowa publicznie na sali sądowej: „Lepiej jest dla świata, kiedy społeczeństwo, zamiast czekać na egzekucję degeneratów, którzy dopuścili się zbrodni, czy pozwalać, by imbecyle marli z głodu, zapobiega wydawaniu na świat niepełnowartościowego potomstwa przez małowartościowych rodziców” (patrz niżej – wypowiedź M. Sanger [3])

Chciałbym, aby sprawa była jasna: Peter Singer nie jest żadnym outsiderem, renegatem lub człowiekiem pozbawionym szacunku. Podobnie jak i do tego kręgu nie należał O. W. Holmes czy M. Sanger. To nie jest margines społeczny. To jest elita. Podobnie jak choćby Alberto Giublini i Francesca Minevra (filozofowie i etycy medyczni), którzy myślą tak samo jak P. Singer. To, że część Singera poglądów może jeszcze nas razić wynika z tego, że nadal mówimy starym językiem, używamy starych pojęć, wciąż jesteśmy zanurzeni – nawet wbrew naszej woli - w kulturę moralną chrześcijaństwa. Ta naiwna wiara, że istnieje Dobro i Zło daje ochronę nawet dla ich przeciwników. Poglądy P. Singera i jemu podobnych nie przeważają na razie – one są tylko traktowane poważnie. Świat się jeszcze nie zawalił. Potrzebny jest tylko czas – czas, przywołując język ewolucji, na nagromadzenie się kolejnych korzystnych mutacji.

Na razie tylko nieliczni z nas od początku do końca zgadzają z tym, aby uwolnić Barabasza. Bardziej liczni postulują, aby go uwolnić trochę dla naszego dobra (cokolwiek to znaczy). Gdy zmiany się nagromadzą w wystarczającej ilości zakrzykniemy a raczej zakrzykną gromko kolejne pokolenia: Chcemy Barabasza! Myślę, że wówczas Bóg zacznie umierać naprawdę, bo wbrew twierdzeniu F. Nietzschego jeszcze nie umarł. Wtedy nieśmiertelne będą tylko opinie jednocześnie tak zmienne i niekonsekwentne jak śmiertelnicy, którzy je wypowiadają[4]. Więc czemu Bóg nie interweniuje? Bo nie jest policją. Dał nam kompletne wyposażenie do rozpoznania tego, co jest dobre a co złe.

 [1]Wcześniej cytowany już Michael Ruse napisał: „Zwolennicy ewolucji promują ją jako coś więcej niż zwykłą naukę. Głoszą ją jako ideologię, świecką religię, alternatywę dla chrześcijaństwa, posiadającą własne przesłanie o znaczeniu życia i moralności. Jako zwolennik ewolucji i były chrześcijanin muszę przyznać, że (...) literaliści [tzn. kreacjoniści] mają całkowitą rację. Ewolucja to religia. Tak było na początku i tak jest obecnie”.

[2] Liva Baker, The Justice From Beacon Hill: The Life and Times of Oliver WendellHolmes,New York: Harper Collins Publishers, 1991.

[3] „Najwybitniejsze umysły współczesnej epoki zaakceptowały fakt, że jeśli pożądani są ludzie wyższego gatunku, należy ich hodować, jeśli zaś imbecyle, przestępcy, nędzarze i inni niepełnowartościowi nie są pożądanymi obywatelami, nie powinno się ich rozmnażać".

[4] Przykład P. Singera jest charakterystyczny: wg. jego filozofii wiadomo, kto nie jest osobą a ten, kto nią nie jest może zostać uśmiercony. Ale filozofia ta przestała być dla niego wartościowa wtedy, gdy osobą przestała być jego matka: zamiast ją zabić zorganizował dla niej całodobową opiekę paliatywną. Podobnie: William Gates jest zwolennikiem redukcji populacji ludzkości o 10 – 15% za pomocą szczepionek, ale sam posiada troje dzieci: depopulacja ma dotyczyć innych. Pełny cytat: „Wzrost liczby ludności można zmniejszyć o być może 10 lub 15 procent, jeśli wykonamy dobrą robotę w dziedzinie nowych szczepionek, poprawy warunków zdrowotnych i zdrowia reprodukcyjnego”. Gdy czytasz zdrowie reprodukcyjne – myślisz o zdrowiu nie o aborcji i sterylizacji a to właśnie o te 2 ostatnie chodzi. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka