Zamki na Piasku Zamki na Piasku
2433
BLOG

Naród kwękaczy czy tylko niepamięć?

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 28

Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory. Dzięki Ci za to Panie! Ale dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem?" 

David Landes w swojej znakomitej książce „Bogactwo i nędza narodów” zwrócił uwagę, na oczywisty fakt, że geografia determinuje szanse na bogactwo lub skazanie na biedę. Klimat, ukształtowanie terenu, dostęp do wody mają znaczenie. Prawa natury w przeciwieństwie do praw ludzkich nie znają równości –  niesprawiedliwie karzą i niesłusznie nagradzają a wiatr wieje tam, gdzie chce. Jednak ja nie o klimacie pragnę napisać a bynajmniej nie tym mierzonym w skali Celsjusza, Farenheita lub Kelvina.

Raczej o klimacie moralnym, duchowym, estetycznym w jakim żyje naród polski. Nie raz i nie dwa bowiem napotykam teksty, których autorzy mający przekonanie, że z Polską jest coś nie tak, próbują zdefiniować przyczyny tego, że jest jak jest.

      ▐ Najpierw zwracam uwagę na otoczenie. Harmonię, czystość, zamysł architekta, estetyka.

Żyjemy w zdegenerowanej, niedokończonej i porzuconej przestrzeni publicznej. Krzywe, popękane chodniki. Śmieci. Budynki, które nie pasują do siebie i przedrzeźniają się wzajemnie kolorami. To jest relikt duchowy PRL. Zgoda na bylejakość. Brak potrzeby otoczenia się rzeczami pięknymi. Publiczne czyli niczyje. F. W.J. von Schelling napisał – „Architektura jest muzyką w przestrzeni, niejako muzyką zastygłą”. Nasza przestrzeń jest kakofonią, ogłusza nas swą brzydotą i postarza oraz powoduje zmęczenie. Dopiero, gdy zanurzamy się w barokowy park w stylu francuskim w Nieborowie lub park angielski w Arkadii nasze oko odpoczywa.

      ▐ Następnie patrzę na panteon.

Kto jest tu bohaterem? Adam Michnik, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Kuroń, Lech Wałęsa – twarze Okrągłego Stołu. To są twarze wolnej Polski. Architekci porozumienia z władzą ludową. To jednak nie są i nie byli historyczni następcy Jana Rzepeckiego, Franciszka Niepokólczyckiego czy Łukasza Cieplińskiego. Tu nie szło o wolność i niezawisłość. O suwerenność i niepodległość. Tu szło o dialog z władzą ludową – vide A. Michnika – „Takie czasy… Rzecz o kompromisie” (Londyn 1985).  Władzą, która – co ciekawe – uznawała A. Michnika, J. Lityńskiego, J. Turowicza, S. Bratkowskiego za opozycję ekstremalną, mimo, że ta uważała, że „droga do konfrontacji jest drogą do wojny domowej” i jeżeli myśleć o Polsce to takiej „w której będzie miejsce dla znacznej części obecnego aparatu władzy i administracji”. Tym, którzy mogli być godnymi następcami walki o całkowite wypchnięcie Polski z rąk ludzi, którzy zbrukali swoje życiorysy polityczne z sojuszem z Rosją Radziecką czyli Solidarności Walczącej opozycja ekstremalna pokazała środkowy palec. I ten palec nadal trwa zawieszony groźnie i widocznie w przestrzeni publicznej.

      ▐ W dalszej kolejności patrzę na wolność opinii – czy zapewnia się areny do jej wyrażania czy też produkuje się opinie słuszne i nieznoszące sprzeciwu.

Świat od wieków był wydany na pastwę walki konkurencyjnych idei. Tak było i tak pozostanie. Natura człowieka wprawdzie jest niezmienna, ale cechą tej niezmienności nie jest bezruch, lecz dynamika i poszukiwanie. Jeżeli nie ma dynamiki, jeżeli nie ma poszukiwania, lecz pragnie się zatrzymać ponad wszystko to, co już jest tworzy się warunki do narodzin dogmatu. Dogmat zaś to „nic innego niż wyraźny zakaz myślenia” (L. Feuerbach). III RP jest stworzona z wielu dogmatów – nie zamierzam ich omawiać a jedynie dać ich przykład. Takim dogmatem jest twierdzenie, że nie było innej drogi niż porozumienie z władzą PRL i koncesje oraz ustępstwa na jej rzecz. Innym – symptomatycznym – stan wojenny uratował Polskę przed interwencją zbrojną. Jedyna broń przeciw dogmatowi – wolność wyrażania opinii. O tym zaś czy opinie są słuszne lub nie, powinny decydować argumenty na ich rzecz a nie bieżące potrzeby polityki rządowej. Nie chodzi jednak o wolność mówienia, która zastąpi wolność myślenia. Taką wolność mówienia to już mamy. To jest kara za odwrócenie się od myślenia.

    ▐ Następna rzecz: duma narodowa.

Moja ojczyzna, Dania, jest krajem prawdziwej poezji” – napisał H. Andersen i czuć w tych słowach dumę. Kto był w Danii, ten widział wielkie przywiązanie Duńczyków do barw narodowych. Biały krzyż na czerwonym tle jest powszedni.  Przykleja się go nawet do drzwi pokoju solenizanta w dniu jego urodzin. Wywieszanie flagi ma swój rytuał - nie można tego robić w nocy. Zdejmując flagę nie można dotknąć nią ziemi. A wiemy, że dziś wcale „źle się nie dzieje w państwie duńskim” a jednak społeczeństwu nowoczesnemu patriotyzm nie przeszkadza.

Nasz wspaniały kartograf i geograf Eugeniusz Romer za czasów II Rzeczpospolitej napisał – „Rzut oka na mapę Europy wskazuje, że Polska to wielka rzecz”. Czy rzeczywiście w czasach współczesnych myślimy, że Polska to wielka rzecz? Niekoniecznie a to może wynikać z 2 rzeczy: kompleks niższości i tożsamość na wpół polska.

Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory. Dzięki Ci za to Panie! Ale dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem?”. To cytat z wiersza Andrzeja Bursy. Kwintesencja człowieka drugiej kategorii. Inni są lepsi. To – niestety – widać. To się zaczyna od tego, co pomyśli na nasz temat Europa, Niemcy, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone. Czy Francuz, Włoch, Holender rozważa przed podjęciem decyzji we własnym kraju, co pomyślą o tym inni? A Polak rozważa. Czyż ta decyzja nie będzie zanadto polska, zaściankowa, własna, poza europejskim kanonem? To zaczyna się wtedy, gdy polską granicę przekroczy cudzoziemiec. Przybysz z Zachodu. Oto przybył Bóg i jemu należy się wszystko, co najlepsze – czy to pokój w hotelu czy atrakcyjna lokalizacja czy gigantyczne ulgi podatkowe. Bo zaszczycił nas swą obecnością. To wyraża się w tej euforii w którą popadamy, gdy cudzoziemiec powie o Polsce coś pozytywnego.  Bo przecież „Polska jest, za przeproszeniem, cywilizacyjnym zadupiem, które tak naprawdę nie liczy się w świecie” (S. Lem). Takie podejście jest 100% gwarancją na brak sukcesu.

Borykamy się naszą historią. Z uporem chcemy widzieć tylko jedną jej stronę. Tą nieoświetloną przez słońce. Liberum veto i ciemną szlachtę. Katolicką. Zacofaną. Powstanie styczniowe – ten „kretynizm” (J. K. Mikke).  Poniższy cytat anonimowego internetowego komentatora doskonale podsumowuje pewien stan ducha i umysłu wielu współczesnych Polaków: „Jako Polaka męczy mnie ta nasza ckliwa martyrologia i czczenie klęsk narodowych. Od 300 lat ponosimy klęskę za klęską tylko dlatego, że jako nacja jesteśmy zbieraniną miernot i nierobów. Brzmi to może okrutnie, ale taka jest prawda o nas Polakach. Naród kwękaczy!!!!”. Klasyka pogardy wobec samych siebie.

Czyż nie pamiętamy już kiedy Włosi zjednoczyli swoje państwo (przypomnę – proklamacja Królestwa Włoch przez parlament to 1860r.)?

Czyż nie pamiętamy w którym roku koronowany został na cesarza II Rzeszy Wilhelm I (1871 – spójrzmy na mapę Świętego Cesarstwa Rzymskiego z 1648r. – rozbicie dzielnicowe do potęgi n)?

Spójrzmy na historię Finlandii – w 1917 roku Wielkie Księstwo Finlandii ogłosiło słowami własnego paramentu (Eduskunta) niepodległość i stało się Królestwem Finlandii wcześniej trwając tylko w języku i kulturze a za władców mając Szwedów albo Rosjan.

Czemu więc tak potykamy się o własną przeszłość? Czemu więc pamięć o tej przeszłości jest tak jednowymiarowa?

Po pierwsze bardzo słabo znamy historię Polski a tożsamość to przede wszystkim pamięć. To były Stany Zjednoczone Europy, nie tylko Polacy a potem Żydzi, Litwini, Ukraińcy, ale i Szkoci, których żyło w Polsce wg. prof. H. Samsonowicza 100 tys. i niektórzy dzisiejsi Machajowie mogą być dawnymi McCayami a Górscy dawnymi Gordonami. W moim mieście, Lublinie, dwóch burmistrzów było Szkotami (T. Mirus, J. Authenlect) a przynajmniej pięciu -  Włochami. W Warszawie nadal mieszkają potomkowie Marii Stuart. Aleksander Watson był prezydentem Piotrkowa Trybunalskiego. Archebald Campbell był burmistrzem mazowieckiego Węgrowa i pieczętował się herbem takim samym jak naczelnik klanu, szkocki książę Argyll z zamku Inveraray w hrabstwie Argyll. Wzruszające są napisy na płytach grobowych Szkotów w Węgrowie wykonane w polskim języku – „Ja pójdę do Niego, lecz on nie wróci do mnie”, „Wróci się proch do ziemi a duch do Boga, który go dał”.  Dużo o Szkotach można przeczytać w eseju historycznym W. Borowego: „Anglicy, Szkoci, Irlandczycy w wojsku polskim za Zygmunta III”. A jak zapomnieć o Ormianach, Holendrach na polskich ziemiach? Axentowicz, Herbert, Abgarowicz, Lechoń, Kawalerowicz, Penderecki, Zimorowic, Szymonowic, Łukasiewicz – ten od lampy naftowej. Mennoici prześladowani w rodzimych Niderlandach tu w Polsce znaleźli swoje schronienie. Nie tylko na Żuławach, ale i nad Bugiem. A moi lubelscy Niemcy, co się spolonizowali a zapisali się w dziejach miasta na zawsze jak choćby rodzina Vetterów (August Vetter walczył w powstaniu styczniowym) zakładając szkołę handlową i browar (dzisiejsze piwo „Perła”). A Tatarzy? Magdalena Abakanowicz, nasz poczciwy Henryk Sieniewicz, poeta Selim Chazbijewicz, major i kawalerzysta w II RP Jeliaszewicz… Potomkowie Lipków – Tatarów litewskich. Po drugie prawie nie znamy historii krajów Europy. Brakuje nam zatem skali. Po trzecie – zdarzył nam się po drodze PRL a wraz z jego narodzinami umarła polska tradycja: rycersko – republikańska i ziemiańska. Tradycja, która pozwoliła nam przetrwać okres niewoli i pamiętać o niepodległości i bić się o nią. Po czwarte polskiej historii nie ma praktycznie w kinie – można było spodziewać się po 1989 roku renesansu filmowych  opowieści o Polsce o jakiej trzeba było milczeć. Doświadczenie milionów – zsyłka na Syberię. Dywizjon 303. Lotnik Stanisław Skalski. Polski Leonidas – Władysław Reginis. Józef Unrug – urodzony jako syn generała królewskiej pruskiej gwardii został polskim patriotą z wyboru i kontradmirałem polskich sił morskich i wielokroć kuszony przez Niemców przejściem do Kriegsmarine odpowiadał: nie – jestem polskim patriotą. Oficerem. Krystyna Skarbek – córka polskiego ziemianina i Żydówki z bankierskiej rodziny Goldfederów. Miss Polonia z 1930 i agentka brytyjskiego wywiadu SOE. Elżbieta Zawacka… Ech! Po piąte zaś wynika to z płytkiego zanurzenia w ocean polskiej kultury. Któż wie, a przecież jesteśmy świeżo za progiem Świąt Bożego Narodzenia, że F. Chopin w Scherzo h-moll op. 20 zacytował melodię do „Lulajże Jezuniu”?  Któż wie, że słowa do królowej kolęd – „Bóg się rodzi” napisał Franciszek Karpiński? Któż wie, że kolędę „Mizerna, cicha” skomponował lwowiak – Jan Gall a słowa napisał do niej Teofil Lenartowicz? Kto uczy nas o tym? Po szóste – dopóki uniwersytety polskie nie zrezygnują z funkcji fabryki edukacyjnej produkującej buble i chochoły za publiczne lub kandydatów na chochołów pieniądze i w ich murach nie będą wykładać ludzie miary Kazimierza Ajdukiewicza, Henryka Elzenberga, Stefana Banacha, Hermana Auerbacha, Hugo Steinhausa, Stanisława Ossowskiego zapomnijmy o budowie nowej, polskiej elity rękami ludzi młodych. Zarówno H. Steinhaus jak i H. Elzenberg byli świetnymi aforystami. H. Steinhaus powiedział coś takiego – „Dzięki rozpowszechnieniu oświaty można dziś czytać, pisać i publikować, nie przestając być analfabetą”*. To doskonale – w moim skromnym przekonaniu – oddaje stan polskiej edukacji po 25 latach. Widzimy i słyszymy jak stado prymitywnych kanibali zjada polski język: słowo po słowie bez słowa protestu. To ludożerstwo kulturalne stało się powszechne – zniknęły punkty odniesienia i wszystko stało się równe i jest równaniem w dół: myśl profesorska znaczy tyle samo, co myśl uczniowska. Więcej: myśl profesorska ma ścigać się z myślą młodego prymitywa. Infantylnieć. Podlizywać się.  Podobać się. Kultura i chamstwo -– ot, to zależy od punktu widzenia.

Pozwolę sobie użyć aforyzmu H. Elzenberga przechodząc do ostatniej kwestii, która nam, Polakom przeszkadza kroczyć przez świat z podniesioną głową,– „Mądrość polityczna polega często na mówieniu głupstw tam, gdzie trzeba. Ależ na miłość boską, obywatelu, nigdy przecież na ich myśleniu.

Nigdy na ich myśleniu. Obywatelu. To coś innego niż próbuje powiedzieć propaganda: te głupstwa, które mówimy to są głębokie myśli. Tak je traktuj. To jest twój duchowy kompas. Składamy w darze naszą suwerenność i niech Niemcy nam przewodzą – czyż to nie słuszne? Po co nam ta suwerenność? Istna kula u nogi. „Głowy napełnia nam słoma” mówiąc językiem T.S. Elliota i mamy nienawidzić lub gardzić tych, co są przeciw dehumanizacji życia, bo oni stoją na drodze postępowi.**

   ▐ A więc kwestia podstawowa dla demokracji – obywatel tj. ten najtrudniejszy i najwyższy urząd w demokratycznym ustroju jak napisał o nim amerykański filozof polityczny - Sheldon Wolin.  

PRL – w zasadzie to dotyczy wszystkich krajów postsowieckich – był secesją – dumnym wyjściem barbarzyńcy ze świata kultury. Ze świata rzeczywistego do świata fikcji. W tą podróż zabrał swoich obywateli, aby wysadzić ich na stacji III RP. Podróżni wysiedli – chciałbym móc napisać – z bagażem doświadczenia, ale lepiej jest napisać -  z garbem i wychowali następnych garbatych. Małych homo sovieticusów z przyklejoną dla niepoznaki gębą tolerancyjnego demokraty. Z nasion grochu zasadzonych w zimie nie wyrośnie groch. Nie użyźni się gleby bez nawozu. W rzeczy przeciwne wierzył heros radzickiej nauki T. Łysenko. Podobnie i z homo sovieticusa zrobić obywatela jest trudno, bo do cech konstytutywnych homososa zalicza się niechęć do wolności i odpowiedzialności, brak samodzielnych działań, podporządkowanie władzy, zniewolenie intelektualne i brak poszanowania wspólnej przestrzeni  i rzeczy w niej istniejących. Dodałbym do tego niską świadomość prawną aż do braku wiedzy o własnych prawach. Tylko takiemu gatunkowi człowieka można wmówić, że patriotyzmem jest płacenie podatków, gdy w rzeczywistości płacenie podatków nie ma nic wspólnego z patriotyzmem, ale przesłankami natury prawnej. Jeżeli zaś obywatel unika płacenia podatków to oznaczać może przynajmniej 2 rzeczy: są on zbyt wysokie lub dla obywatela państwo to obcy okupant – nic nie daje, wszystko zabiera a główna różnica w stosunku do okupanta polega na tym, że do tego państwa można mieć jeszcze pretensje, że nie daje a powinno. Bo takie państwo to tylko władza a nie stan współistnienia z innymi.

Obywatel z takimi cechami to tylko imitacja obywatelstwa. Obywatel w społeczeństwie, które chce być demokratyczne, to nie jest niedźwiedź, którego budzi się w sezonie wyborów i odsyła się go, zaraz po nich,  do krainy syna Nyks i Ereba na długi czteroletni sen zimowy fundując mu w międzyczasie wykłady z propagandy***.

Przypomnijmy sobie na chwilę ideał wychowawczy S. Czerwińskiego (ewangelik, wolnomularz, członek gabinetu A. Prystora 1931-33). Polak – to miał być i pracownik i bojownik. Pracownik to epoka pozytywizmu - umiłowanie pracy, cierpliwość i wytrwałość. Bojownik to romantyzm – walka i poświecenie dla kraju. Te dwie postawy nie mogą pozostawać ze sobą w sporze – w wolnym kraju trzeba dla jego dobra przede wszystkim pracować i rozwijać swe talenty a gdy trzeba to jego wolności i niepodległości umieć i chcieć bronić. To połączenie dwóch rzeczywistości kulturowych w jakich rodził się nowoczesny naród polski miało spowodować wytworzenie się obywatela wierzącego w sukces i miłującego wolność. Służba dla Rzeczpospolitej to miał być dla obywatela zaszczytny przywilej a nie nienawistny obowiązek a przede wszystkim okazja do folgowania swojej prywacie. II Rzeczpospolita – biorąc w nawias wyjątki – doprowadziła swoich wychowaniem do ładowania diamentów do armatnich luf a potem do zmuszenia, aby te diamenty rozświetlały ciemności w kazamatach niźli drogi współobywateli.

Odwrócenie się (a w zasadzie braku ponownego zwrotu ku)  od wychowania obywatelskiego opisanego powyżej przy nasyceniu roztworu polskiej duszy sowieckimi pierwiastkami to przyczyna wielu słabości polskich: braku w narodzie ducha demokracji, odpowiedzialności za ojczyznę, zaniechanie promocji dla wybitnych i popieranie miernot, poczucie, że to wszystko zależy od dobrej woli tych, co mają już władzę a nie tych, co władzę dają, bo są jednymi jej depozytariuszami.****

A więc co jest z Polską nie tak? Próbowałem powiedzieć, że to jest kwestia spadku duchowego i estetycznego po PRL i tego, co z nim zostało zrobione przez ostatnie 25 lat oraz brak rzeczywistego nawiązania do tradycji narodowych sprzed 1944 roku. Czy to jest pełna odpowiedź? Na pewno nie. Rzeczą pierwszorzędną – w moim przekonaniu – jest dla nas, Polaków nauczyć się być szczęśliwymi, że żyją pod tym a nie innym niebem i wiary, że to, co stoi na przeszkodzie temu szczęściu da się przezwyciężyć rozumem i pracą i współdziałaniem z innymi, którzy nie muszą myśleć jak my, ale mają tak samo dobrą wolę. Bo „ojczyznę kocha się nie dlatego, że wielka, ale dlatego, że własna” (Seneka Młodszy). Innej mieć nie będziemy. Lepszą mieć możemy. To zależy od nas.  

______________________________

* Nie mogę sobie odmówić przytoczenia tej historii. H. Steinhaus nie szanował władzy komunistycznej. Gdy był już w podeszłym wieku pewnego dnia zadzwoniono do niego mówiąc, że za godzinę na dworcu kolejowym we Wrocławiu zjawi się delegacja radzieckich uczonych i  profesor musi ich powitać. H. Steinhaus odpowiedział wówczas: - „Drogi kolego, jestem zdrowy na umyśle, natomiast słaby na ciele. Gdyby było na odwrót, pospieszyłbym niezwłocznie!”

** Warto czytać. Zwłaszcza gigantów. Fiodor Dostojewski napisał „Zbrodnię i karę”. Moralny traktat. Czy można zabić drugiego człowieka? Można. Robiono to w dziejach człowieka po milion razy. Czy można jednak zabić go tylko dlatego, że jest w naszej ocenie nic warty? Że stoi na przeszkodzie naszemu szczęściu lub idei szczęścia? Że w zasadzie nie jest już człowiekiem tylko „wszą ludzką” i „starą jędzą”? Że jego śmierć utoruje szczęście dla innych? Jeżeli odpowiemy tak – jak zrobił to Raskolnikow – witamy w piekle Dantego. Bolszewizm i faszyzm – tam bez wahania odpowiadano na powyższe pytanie -  tak. Czym się różni promocja działań proaborcyjnych od działania Raskolnikowa na poziomie moralnym? Tu i tam mówimy tak dla śmierci innej istoty i darujmy sobie didaskalia oraz glossy mające operować i znieczulać nasze sumienie. Nadto zdaje się, że często się zapomina, że ani postęp i – podobnie - tolerancja nie są wartościami samymi w sobie – bez poddania ich wspaniałomyślnej torturze prawdy, sprawiedliwości i dobra obracają się przeciw człowiekowi jako takiemu. Tolerancja absolutna jest tylko anarchią – nie ma już niczego czemu można się przeciwstawić i nie ma niczego na co zgodzić się nie można.

*** Po przez propagandę rozumiem reklamowanie jednej i tylko jednej rozumnej wizji politycznej, która gwarantuje rozwój i zachowanie ustroju demokratycznego i stygmatyzowanie innych wizji jako niebezpiecznych dla demokracji. T.C. Boyle, pisarz amerykański, określił warunki do skutecznego uprawiania propagandy: „Propaganda może łatwiej manipulować publicznością, która nie czyta, nie jest zaangażowana”. Uważam, że te warunki są w Polsce spełnione. Mamy za sobą prawie 10 lat lekcji nienawiści i pogardy dla inności. Wiem, że consuetude altera natura est, ale „przyzwyczajenie powoduje, że bezprawie uważa się za prawo, a fałsz za prawdę” (G.C. Lichtenberg – niemiecki aforysta).

**** Proszę zwrócić uwagę na tą rzymską paremię prawną nie myśląc o prawie spadkowym: „Nemo plus iuris in alium transferre potest quam ipse habet”. Nie można przenieść więcej praw niż samemu się posiada. Jeżeli posiada się przekonanie, że posiada się niewielkie znaczenie to tylko taką podrzędność przekazuje się na poziomie wspólnoty obywatelskiej.  Tak rodzi się słabość. Tak gaśnie siła. Nie naga, ale twórcza. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka