Zamki na Piasku Zamki na Piasku
3052
BLOG

Polska nie jest państwem demokratycznym

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 88

Polska nie jest państwem demokratycznym.

O tym czy państwo jest demokratyczne nie decyduje fakt pozwolenia obywatelom na uczestnictwo w wyborach – gdyby tak było to i Korea Północna byłaby demokracją, gdyż tam też przeprowadzane są wybory przebiegające zgodnie ze stanowionym prawem. Gdyby tak było to Polska Rzeczpospolita Ludowa byłaby demokracją, gdyż art. 2 Konstytucji zapewniał, że: „Lud pracujący sprawuje władzę państwową przez swych przedstawicieli, wybieranych do Sejmu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i do rad narodowych w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich, w głosowaniu tajnym”.

Nie decyduje o tym  też przyznanie obywatelom praw i wolności przez najwyższy akt prawny, jaki stanowi konstytucja. Konstytucja PRL przecież także zapewniała  obywatelom „wolność sumienia i wyznania” (art. 70) oraz „wolność słowa, druku, zgromadzeń i wieców, pochodów i manifestacji” (art.71)  a mimo to PRL nie była państwem demokratycznym. Nie była też państwem prawa mimo, że Konstytucja PRL i w tej mierze składała odpowiednią gwarancję (art. 4 ust. 2 i 3).

Prawo to nie matematyka. Prawo to nie zbiór zdań. Prawo nie jest dla sędziów. Prawo nie jest dla urzędników. Prawo nie jest literą. Prawo jest dla obywateli. Prawo jest sztuką tego, co dobre i słuszne (Ius est ars boni et aequi).Prawo wreszcie „żyje w świadomości obywateli. Konstytucja nie jest własnością grupki prawników czy sędziów, ale należy do całego narodu” (amerykański prawnik A. Kennedy).

Zapomnieć o tym w Polsce jest nadzwyczaj łatwo. Z racji, że dziś mamy 13 grudnia i odbyła się demonstracja w obronie demokracji zaś spór, co do istoty wyborów (sfałszowane lub nie), nadal trwa chciałbym krótko rozważyć tę sprawę. W gruncie rzeczy nie o to przecież chodzi czy wybory samorządowe zostały sfałszowane. Gdybyśmy prześledzili proces wyborczy i jego realizację od strony wypełnienia istniejących unormowań prawnych wówczas moglibyśmy stwierdzić, że wybory są zgodne z prawem. Tam zaś, gdzie pojawiły się uchybienia lub wątpliwości co do ich prawidłowości do ich wyjaśnienia służy określony tryb procesowy zaś gwarancję jego praworządności  stanowi sąd wyposażony w atrybut niezawisłości. Wprawdzie moglibyśmy pomstować na bezduszny Sąd Okręgowy w Warszawie, który zażądał od jednego obywatela „złożenia 3.586 odpisów wniosku dla przewodniczących 3.585 komisji wyborczych w województwie mazowieckim”, ale cóż: dura lex, sed lex. Tylko, że to nieprawda. Nie troską o prawo kieruje się wyżej wspomniany sąd a wybory to nie tylko procedura. Sens wyborów polega na tym, że obywatel wybiera kto nim będzie rządził. Mamy ponad 3 miliony głosów nieważnych, ale z uśmiechem głosi się wszem i wobec, że wybory są zgodne z prawem, że są demokratyczne, że demokracja zwyciężyła. Nieprawda – te wybory to jest wielka klęska idei demokracji. To złożenie broni przez demokratyczne państwo prawa, które jest w stanie przejść do porządku dziennego – bez wyrzutu sumienia -  nad tym, że ponad 3 milionom obywateli odebrano ważność ich głosu lub nie dano w sposób jasny wyrazić ich prawdziwych intencji. Oczywiście padły z ust najwyższych przedstawicieli państwa zapewnienia, że - demokracja tak a wypaczenia nie -  i zrobi się wszystko co powinno się zrobić, aby to, co się zdarzyło nie miało już miejsca w przyszłości. Wartość złożonej deklaracji została szybko sprawdzona – projekt poprawek w Kodeksie Wyborczym złożony przez Prawo i Sprawiedliwość został odrzucony: bo kamery i przeźroczyste urny są niekonstytucyjne.

Ale tak naprawdę to nie wybory samorządowe zorganizowane w 2014 roku decydują o tym czy Polska jest państwem demokratycznym czy tylko państwo demokratyczne - w sposób przekonujący dla pewnej części lokalnej opinii publicznej - udaje.

Nie jestem wielkim zwolennikiem demokracji. Nie jestem też przekonany do tego, że obywatele potrzebują nieustannego funkcjonowania organu ustawodawczego, który zajmuje się nieustającą produkcją przepisów prawnych lub stałą ich modyfikacją. Im mniej – tym lepiej. W państwie prawa tą część, której ustawodawca nie wyprodukował uzupełniają swoim orzecznictwem sądy poprzez wykładnię prawa już istniejącego i zasad wynikających wprost z Konstytucji.

Demokracja to teatr najprościej rzecz ujmując. Aby sztuka odniosła sukces wszyscy aktorzy muszą trzymać się swojej roli czyli:

- opozycja jest zawsze kontrolowana przez prasę mniej niż rząd, bo tylko ten dysponuje realną władzą

- dziennikarze nie są sługami interesów politycznych oraz partii politycznych, lecz informatorami obywateli

- sędziowie i prokuratorzy nie są sługami władzy, ale sługami prawa

- urzędnicy nie sprawują władzy nad obywatelami, lecz są ich sługami

- przedstawiciele obywateli są gotowi do ponoszenia odpowiedzialności za swoje działania i zaniechania – odpowiedzialności prawnej i moralnej, gdyż rozumieją, że nie mogą nadużywać swojej pozycji i wzbudzać braku zaufania obywatela do państwa

- przedstawiciele rozróżniają interes publiczny od prywatnego

- obywatele wiedzą i rozumieją, że władza według prawa należy do nich i są zdolni korzystać ze swojej władzy

- obywatele nie są publicznie piętnowani z racji swojego wyznania, wieku, wykształcenia – vide: używanie jako epitetu pojęcia „moherowy beret” czy „faszyści” i traktowanie tego jako oczywista oczywistość, gdyż mamy wolność słowa.

To są kluczowe wymagania, jakie mógłbym postawić państwu demokratycznemu. To ideał. Takie państwa oczywiście nie istnieją. Ale są państwa, które są zbliżone do tego ideału. Polska do takich państw nie należy. Można powiedzieć więcej: jest państwem, które jest  kulawe i czyni z tego cnotę. Można powiedzieć jeszcze więcej: Polska jest państwem z obywatelami na Podlasiu, Wielkopolsce, Podkarpaciu z których część przechowała w swej pamięci rozbiorowy kod genetyczny: państwem rządzą obcy. Sekwencje tego kodu zostały uzupełnione nowymi kodonami z epoki PRL i III RP: państwo to oni. Polska nie jest demokratyczna, bo nie posiada społeczeństwa obywatelskiego (ten podstawowy wymóg dla funkcjonowania demokracji sformułował brytyjski filozof E. Gellner).

Podróżujący po osiemnastowiecznej Polsce francuski ekonomista Nicolas Badeau zauważył mimochodem w swoim dzienniku: „Kilka milionów niewolników utrzymuje 200-300 tysięcy małych despotów”.  Czasy się zmieniły, ale… jakże uwiera nas ta III Rzeczpospolita, jakże ona nas tłamsi, jakże podcina skrzydła, jakże nielicznym daje szanse i jakże wielu odbiera nadzieję.

Pytanie zaiste ciekawe i w zasadzie kluczowe dla naszej przyszłości: czy to Rzeczpospolita nas tłamsi czy my samych siebie?

W prawie karnym zachowanie człowieka traktuje się jako czyn niezależnie od tego czy jest on działaniem (tu skojarzenie jest oczywiste od słowa -  czynić) czy zaniechaniem. Nasze zaniechania więc też są czynami. Nasze zaniechania mają swoją cenę. Henry Thoreau – amerykański pisarz i poeta – zauważył: „Nieposłuszeństwo jest prawdziwą podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy”  a niewolnikiem jest ten – za Seneką – który się boi. Społeczeństwo, które nie jest obywatelskie – niezdolne do samoorganizacji, niezdolne do współdziałania, niezdolne do aktywności i podejmowania ryzyka, niezdolne wierzyć w swą siłę i moc sprawczą, niezdolne do rozumienia i korzystania ze swoich praw, niezdolne do ich obrony, niezdolne do zaufania sobie – jest posłuszne, acz niezadowolone. Sarka, ale się nie buntuje. Narzeka, ale nie działa. Wypala się w niemym krzyku i cichnie w obliczu pouczającej po ojcowsku władzy. Żyje w przekonaniu, że to, co jest legalne musi być też dobre. Zdolne imitować w swych instytucjach politycznych, społecznych, prawnych społeczeństwo obywatelskie, ale na naśladownictwie się kończy, co w efekcie przypomina stan opisany przez wyżej wspomnianego podróżnika francuskiego. Przypomina, choć oczywiście już nie jest tym samym.

Społeczeństwo nominalnych obywateli jest zdolne wyłonić swoją reprezentację polityczną i na tym jego rola konstytucyjnego suwerena się kończy. Reszta zależy już od łaski i dobrej woli wybrańców. To, że wybrańcy mogą bez konsekwencji lekceważyć tak interes długofalowy interes obywateli (vide: umowa gazowa, OFE, reforma emerytalna) i bezkarnie łamać swoje obietnice wynika z posiadania przez nich świadomości: społeczeństwo obywatelskie nie istnieje. To fikcja. Dzisiaj złośliwy przedstawiciel władzy mógłby powiedzieć cynicznie za Leonardem da Vinci, że „tylko natura nie łamie swoich praw” i nie spotkałby się z publicznym potępieniem (chyba, że nazywałby się J. Kaczyński w którego ustach słowa „państwo prawa” dla jego przeciwników brzmią jak zapowiedź dyktatury). A jeżeli zważyć, że „w tradycjach polskich leży jak najgorsza selekcja ludzi i odsuwanie od kierownictwa ludzi najodpowiednieszych” (S. Mackiewicz) lepiej być nie może.

To nieciekawa sytuacja. Władza lekceważy suwerena. Suweren pogardza władzą. Klasa polityczna przejmuje państwo na własność. Obywatel nie lubi własnego państwa. Państwo traktuje obywatela jak podejrzanego i odnosi się do niego z wyższością. Obywatel ucieka w prywatność. Obywatel nie chce być człowiekiem politycznym. Bo obywatel nie tylko nie wie, że starożytni Grecy uważali taką postawę za idiotyzm. Nie wie też, że – a to znaczenie ważniejsze niż wiedza o tym, co myśleli jacyś Ateńczycy w odległej przeszłości – w ten sposób wyraża zgodę na alienację władzy i  swą poślednią pozycję.

To naprawdę ziemia jałowa. Ugór. Jakże pasują do nas obserwacje poczynione przez Mario Vargę Llosę: „Nie chodzi o to, że Latynoamerykanie mają zakodowaną w genach anarchię. Raczej zawsze wyczuwali, iż prawa nie są po to, aby zagwarantować im sprawiedliwość, ale by chronić interesy mniejszości. W ich rozumieniu prawo to zasłona dymna, za którą przeprowadzane są różne ciemne interesy, aby klasy rządzące lub uprzywilejowane mogły się wzbogacić. To powoduje pogardliwy stosunek do prawa”. Jeszcze krócej Ambrose Bierce: polska „polityka to prowadzenie spraw publicznych dla prywatnych korzyści”.

A zatem jest źle. I za Tadeuszem Dołęgą – Mostowiczem zapytać można – „I kto jest temu winien?Pewno wszyscy, i ci z prawej, i ci z lewej, i ci z centrum”. Redaktor Trylski z powieści wspomnianego autora odpowie zaś na zarzuty, jakie przeciw rządowi ciska opozycja: „Myśmy pisali to samo o nich, gdy oni byli u władzy. To, przyjacielu, są fatałaszki. Przyjdą znów oni ― znowu my będziemy ciskać pioruny.”

Tak więc cieszy mnie dzisiejsza demonstracja Prawa i Sprawiedliwości.Bo ci, którzy tam przyszli są obywatelami rozumiejącymi swoje prawa  i swoje znaczenie. Może jest i tak, że przeciwnicy tej manifestacji mają rację, że jest to podpalanie Polski, ale im szybciej spłoną dekoracje mające nas przekonać do tego, że żyjemy w demokratycznym państwie prawa tym lepiej. Tak dla demokracji, państwa prawa jak i dla nas samych. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka