Zamki na Piasku Zamki na Piasku
913
BLOG

Że nie jest nam łatwo dyskutować o Polsce

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 36

Nie jest dzisiaj rzeczą łatwą dyskutować o przyszłości Polski. O najlepszych drogach do rozwoju i bogactwa. O likwidacji panującej wśród milionów Polaków biedy na którą państwo zamknęło oczy sądząc, że MOPS i Jerzy Owsiak oraz program Elżbiety Jaworowicz to jest jedyna i właściwa odpowiedź. O społeczeństwie wolnych obywateli świadomych swych praw i obowiązków a nie tylko i wyłącznie obywateli – wyborców, którzy powinni pomóc władzy się odrodzić a potem milczeć. O barierach blokujących rozwój i sposobach ich znoszenia.

Nie jest łatwo dyskutować na poważnie od chwili w której najpośledniejszy komunista, socjalista i liberał stał się zwolennikiem demokracji i każdy z nich dostrzega i ostrzega, że największe niebezpieczeństwo dla demokracji pochodzi od lidera największej partii opozycyjnej – Jarosława Kaczyńskiego. Ten zjednoczony front ludowy różnych ludzi opowiadających się za demokracją, ale przeciw jakimkolwiek zmianom w ustawodawstwie wyborczym (vide: wczorajsza decyzja posłów PO i PSL o niepodejmowaniu prac nad projektem zmian w prawie wyborczym wniesionym przez Prawo i Sprawiedliwość, gdyż zmiany te – w ich ocenie - mają charakter niekonstytucyjny) jest – w moim przekonaniu – próbą odtworzenia w III Rzeczpospolitej nowych zasad demokracji socjalistycznej. Nowych, bo bez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa a socjalistycznej czyli takiej w której krytykowanie rządu jest możliwe pod warunkiem, że jest konstruktywne i  nie robi tego opozycja, która jest antysystemowa cokolwiek to znaczy.

Doprawdy to jest żałosne. Próbuje sobie wyobrazić co mógłby powiedzieć John S. Mill, który po zapoznaniu się ze stanem polskiej demokracji i nie potrafię. J. S. Mill dostrzegał oczywiste zagrożenia dla demokracji wynikające z przekształcenia się jej w dyktaturę większości z przyczyn politycznych (monopolizacja władzy, kontrola informacji) a także z przyczyn ekonomicznych. Jakże doskonale J.S. Mill opisuje tego obecnego w polskiej przestrzeni publicznej ducha poddaństwa, ducha kapitulacji, ducha egoizmu wypowiadając się o wojnie: „Wojna jest zła, lecz nie najgorsza. Jeszcze gorszy jest stan rozkładu i degradacji uczuć moralnych i patriotycznych, nakazujący myśleć, że nie ma rzeczy wartej wojny. Osoba, która nie ma niczego, o co mogłaby walczyć, niczego ważniejszego niż osobiste bezpieczeństwo jest pożałowania godnym stworzeniem i nie ma szans na bycie wolnym, chyba że dzięki wysiłkom ludzi lepszych niż ona sama.”

Dyskusja o polskich sprawach nie może polegać na takim prowadzeniu debaty publicznej, aby jakąkolwiek opcję polityczną wykluczyć lub stale poddawać ją procesowi dezawuowania zaś jej sympatyków stygmatyzować z racji ich wieku, poziomu zamożności lub wykształcenia lub religijności. Taka historia jak ta tocząca się pt. „Zabierz babci dowód” może zdarzyć się tylko i wyłącznie w państwie dla której demokracja jest ustrojową dekoracją. To, że mamy styczność z dyskryminacją i nie chcemy jej widzieć nie wynika z tego, że dyskryminacji jest niewiele, ale dlatego, że dotyka tych, których powinna dotknąć. Oni powinni czuć się źle. Tylko w Polsce dziennikarze rozmawiając z politykami partii opozycyjnej rezerwują sobie rolę inkwizycyjnego sędziego śledczego a nie osoby stawiającej pytania.

Nie jest też łatwo dyskutować, gdy uświadomić sobie, że do panteonu polskich patriotów wprowadzona został - drogą nie zasług, lecz przewagi medialnej - postać generała Wojciecha Jaruzelskiego. Że w obronie tego człowieka przez prawie 24 lata kruszone były publicystyczne i polityczne kopie dzierżone przez nowe autorytety moralne jedną nogą zawsze zanurzone w świat realnego socjalizmu i utopijnego komunizmu. Że w obronie tego człowieka zszargano ideę wymierzenia kary komunistycznym przestępcom. Patriotyzm, który musi ze swojej natury kojarzyć się z dążeniem do zapewnienia swojej Ojczyźnie niepodległości i suwerenności a obywatelom wolności i praw i stosownych do tych praw obowiązków zyskał bohatera od którego może tylko z wstydem odwracać głowę. Dla mnie – w przeciwieństwie do nowych polskich elit - Polska nie zaczyna się od dziś (1989) ani od wczoraj (1944). Polska to dla mnie książę Władysław Herman piszący w odpowiedzi na list papieża wzywający go do krucjaty Ziemi Świętej, że na wyprawę nie pojedzie, bo tam nie ma ani piwa, ani wina, ani miodu. Dla mnie Polska to król Stefan Batory odpisujący na list cara Iwana Groźnego, że ofiarowanego braterstwa nie potrzebuje a wystarczy jak car odda Inflanty. To przywilej wydany w 1425 roku przez Władysława Jagiełłę zaczynający się od słów: Neminem captivabimus nisi iure victum (Nikogo nie uwięzimy bez prawnego uzasadnienia) wyprzedzający o ponad 200 lat angielskie gwarancje nietykalności osobistej zawarte w Habeas Corpus Act (1679). To tradycje republikańskiego Rzymu: wolność, obyczaje, szacunek dla przodków i ustrój. Cyceron w traktacie „De republica” zastanawiając się nad możliwymi ustrojami państwa (monarchiczny, arystokratyczny, demokratyczny) napisał, ze najlepszy jest ten, co łączy je wszystkie i tym jest republika rzymska. Tym właśnie była I Rzeczpospolita tych, co uważali się za potomków Sarmatów – jakże przejrzyste są te analogie ustrojowe: król - konsul, arystokracja - senat, zgromadzenia ludowe - sejm. Non rex, sed lex regnat(Nie król, ale prawa rządzą)i sławetne A. F. Modrzewskiego – „Bez praw nie może być prawdziwej wolnościto jest spadek dla tych współczesnych Polaków, którzy swą świadomością sięgają dalej niż lata świetności generała, świetności zapewnionej nie tylko przez PRL, ale III Rzeczpospolitą. Cały ten kompleks niższości tak umiejętnie wykorzystywany w celach propagandowych to przede wszystkim dziedzictwo PRL: tu cudzoziemiec był traktowany jak udzielny książę a każda jego opinia jak objawienie. W każdym razie – nie łatwo jest dyskutować, gdy świadomość historyczna Polaków jest niewielka, płytka, powierzchowna a tym samym podatna na manipulację. Posiadanie wiedzy jest jedną z rękojmi niezależności. Jak pisał Isaac Asimov – „chociaż wiedza stwarza problemy, to ignorancja ich nie rozwiąże”, gdyż  „ignorancja daje odwagę” (Mario Vargas Llosa). Ignorantów jest u nas pełno, lecz cały szkopuł w tym, że nie mają się przed kim wstydzić, ale za to mają komu imponować.

Dyskusja z tymi dla których Polska to tylko krótkie dzisiaj a nie kontynuacja wieków, dla których patriotą jest generał E. Fieldorf a nie gen. W. Jaruzelski nie jest możliwa. To po prostu przepaść dla której nie ma mostu. Antypody: tu generał reprezentujący interesy sowieckie a tu generał zamordowany w imię tych interesów. Postawienie znaku równości oznaczać może jedno: przyzwoitość i nieprzyzwoitość to nie kwestia zasad moralnych, ale kwestia doraźnych interesów. Nie o to tylko mi chodzi. Istotnym zagadnieniem jest edukacja. Jeżeli miałbym jej cel streścić w 2 słowach napisałbym: polubienie Polski. Zrozumienie przez Polaków, że nie pojawiają się na kartach historii w 1939 roku, lecz to stało się znacznie wcześniej. Że jesteśmy kontynuacją J. Zamojskiego, K. Puławskiego, T. Kościuszki, J. Wybickiego, E. Kwiatkowskiego. Że, aby być Polakami i rozumieć siebie i rzeczywistość oraz kształt interesów o jakie chcemy zabiegać musimy z całej literatury starożytnego Rzymu zrozumieć przynajmniej to jedno zdanie napisane przez  Cycerona: „Historia testis temporum, lux veritatis, vita memoriae, magistra vitae.” Vita memoriae: Abraham Lincoln w słynnym przemówieniu na cmentarzu poległych pod Gettysburgiem w dniu 19 listopada 1863 roku powiedział: „To dzielni ludzie, (…) którzy tu walczyli, uświęcili ją (ziemię) bardziej niż może to uczynić nasza nędzna władza dawania i odbierania. Świat puści mimo uszu wypowiadane tu słowa i szybko pogrąży je w niepamięci, lecz nigdy nie zapomni czynu tych, którzy tu przelewali krew. Do nas, którym było dane przeżyć, należy święty obowiązek oddania swych sił ogromnemu, lecz jeszcze niedokończonemu dziełu, za które oni oddali swoje życie. To nam, ożywionym duchem poległych bohaterów, przypadło zadanie poświadczenia, że ich śmierć nie był daremna. I to my, z Boga pomocą, doczekamy odrodzenia idei wolności w tym kraju i to my sprawimy, że rządy ludu, przez lud i dla ludu nie znikną wraz z nami z powierzchni ziemi.” Tak się pamięta. Nie jest to pamięć powszechna w III RP. Zamiast niej mamy podważanie a nawet dyskredytowanie tych wyborów Polek i Polaków, które zmierzały do odzyskania niepodległości.

Nie jest też łatwo dyskutować ze względu na język, jaki jest używany. Język nienawiści a nie dialogu. To wyjątkowo nieużyteczny język. Dla mnie, który uważa i traktuje z powagą, że moja tożsamość i milionów podobnych do mnie opiera się na 3 filarach: wartości chrześcijańskie, filozofia grecka i rzymskie prawo rozmowa z innymi ludźmi wprawia mnie w niekłamane zdumienie i niejakie zakłopotanie. Jak znaleźć porozumienie z kimś dla kogo wartości chrześcijańskie to nie jest świat Nowego Testamentu, filozofia św. Tomasza z Akwinu, św. Augustyna z Hippony, ale gruby proboszcz w luksusowym aucie, który na tylnym siedzeniu trzyma dzieciaka, aby go seksualnie wykorzystać? Jak znaleźć porozumienie z kimś dla kogo Grecja to nie podwaliny myśli europejskiej, ale przede wszystkim tolerancyjny raj dla homoseksualistów? Jak wreszcie znaleźć porozumienie z tymi dla których prawo to tylko litera a nie duch? Weźmy na chwilę pod uwagę wybory samorządowe. Być może były one zgodne z literą prawa, ale nie były zgodne z jej duchem. Określam – dla uproszczenia – jako ducha prawa jego sens (po co ma być prawo stosowane). Obywatele oddali ponad 3 miliony nieważnych głosów. Istota głosowania polega na tym, aby za pomocą oddania ważnego głosu wpłynąć na skład osobowy organów przedstawicielskich. Nie polega natomiast – co do zasady – na oddawaniu głosów nieważnych. Jeżeli zatem oddano tak wielką liczbę głosów nieważnych to oznacza tylko jedno: prawo uniemożliwia znacznej części społeczeństwa zabranie w sposób skuteczny głosu w ważnych dla nich sprawach. To powinno zmuszać władzę ustawodawczą do zmiany prawa w taki sposób, aby dysponujący prawem mogli z niego skorzystać. Nie jest tu szczególnie ważne czy ogromna liczba głosów nieważnych wynika ze złej woli, przestępstwa czy błędów lub braku instytucji głosu nieważnego. Tolerancja dla tego stanu rzeczy oznacza przede wszystkim złożenie hołdu dla litery prawa. Jakie jednak prawo przewiduje środki, przy zasadzie tajności głosowania,  dla osób, które mogą być niepewne co do tego czy ich głos był ważny czy nie lub jak ten głos został potraktowany przy technicznej czynności liczenia? Czyżby nie tak, że żadne? Ale zacząłem od języka. Po pierwsze on skarlał przez ostatnich 25 lat. Skarlał do tego stopnia, że przy okazji ujawienia tzw. taśm prawdy znalazła się liczna grupa obrońców języka prymitywnego, która szermowała jednym argumentem nad wyraz często: wszyscy tak mówimy. Nieoficjalnie. Nieprawda: to pewne, że oni tak mówili i być może wy tak mówicie, ale to nie wyczerpuje pojęcia „wszyscy”. Po drugie w obiegu pozostaje język, który stał się językiem propagandy i wypaczył znacznie słów. Dzisiaj stwierdzenie dla mnie oczywistego faktu, że Polak powinien być obywatelem a obywatel patriotą i powinno mu leżeć na sercu dobro Ojczyzny – jej suwerenność i niepodległość i nade wszystko to interesy jego państwa winny mieć pierwszeństwo przed interesami innych państw jest traktowane z pewną podejrzliwością. Patriotyzm stał się – posługując się cytatem Oskara Wilde – „cechą ludzi ziejących nienawiścią”. Patriotyzm we współczesnym dyskursie jest czymś, co „zaciemnia historię” (J.W. Goethe). Do takich podejrzanych pojęć należy też „naród”. Okrywa go podobnie gęsta sieć negatywnych skojarzeń.

W moim przekonaniu dopóki Polacy nie dojrzeją do tego, aby polubić Polskę oraz nie dojrzeją do sprawowania urzędu obywatela, który za kształt i przyszłość tej Polski ponosi odpowiedzialność i nie będą posiadać dostatecznych kryteriów (moralnych, politycznych etc.) do selekcjonowania polityków, którzy są w stanie zapewnić rzeczywisty rozwój i zaspokojenie ambicji dopóty będzie trwać ta nie mająca sensu wojna wszystkich ze wszystkimi na której w stanie są skorzystać tylko nieliczni. Różnice zdań są normą, konsensus w demokracji koniecznością a nienawiść – jak pisał Aleksander Świętochowski – „ani jednego nie zrodziła dobrego czynu”.

Nie można w każdym razie nie odrzucić - dla dobra nas samych -  tego, co elita III RP próbuje nam powiedzieć a co najtreściwiej wyraził prof. A. Nowak: „Elity polityczne III RP starały się zaniżać samoocenę Polaków i zmieniać ich stosunek do tradycji narodowych. W myśl tej koncepcji, uporczywie lansowanej po 1989 r., to nie komunizm był zły, ale Polska jest zła. Źli są Polacy. Co więcej, Polak jest nieudolny, Polak nie potrafi, jest zaledwie półdzikim stworzeniem, które dopiero dzięki surowej tresurze, po opanowaniu zachodnich wzorców zostanie przystosowane do życia w cywilizowanym świecie”.

Mało jest zalet, których by Polacy nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć” powiedział Winston Churchill, ale nie jesteśmy skazani na błądzenie, ale na poszukiwanie a to nie jedno i to samo. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka