Zamki na Piasku Zamki na Piasku
2317
BLOG

Czy Holokaust mógł się przydarzyć państwu polskiemu?

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 91

 Fala przedstawiania nas Polaków jako antysemitów a czasami współodpowiedzialnych za Holokaust płynie od kilkudziesięciu lat dość wartko a w ostatnich latach ma tendencję do tego, aby się wznosić i zatapiać rzeczywistą historię relacji polsko – żydowskich: im więcej lat upływa od krwawych zajść na ziemiach polskich tym bardziej Polacy mają unurzane ręce w żydowskiej krwi. Stajemy się podobni szekspirowskiej Lady Makbet – im bardziej próbujemy umyć swoje dłonie tym bardziej wydają się czerwone od krwi żydowskich ofiar. Ewolucja w myśleniu o nas samych – gdyby przyjąć za prawdę, że rzeczywiście jesteśmy narodem, który zamordował Żydów – prowadzi nas tak jak i przywołaną wcześniej Lady Makbet do obłędu samooskarżania się i duchowego samobójstwa.

To wszystko co napisałem prowadzi mnie do pytania: czy gdyby II Rzeczpospolita nie została zmieciona wznieconym przez państwo niemieckiego huraganem drugiej wojny światowej to zagłada Żydów miałaby miejsce? To jest właściwe pytanie choć ono jest z kręgu tych, które ocierają się o szkołę historii alternatywnej, której nie lubię.

Historia Żydów na ziemiach polskich zaczyna się w X w. a jeden z nich – handlujący słowiańskimi niewolnikami – sefardyjski kupiec z Tortosy (dzisiejsza Hiszpania): Ibrahim ibn Jakub w roku 966 zostawił pisemne świadectwo o państwie Polan rządzonych przez księcia Mieszka I.  Różne od tego czasu aż do 1939 roku były losy Żydów w Europie, lecz nie sposób zauważyć, że już w XVI wieku w Koronie Polskiej znalazło swoje miejsce na ziemi 80% całej populacji żydowskiej. W 1933 roku w Polsce żyło 37% wszystkich europejskich Żydów. Różnie podają różne źródła historyczne, ale trudno znaleźć aż do czasu utraty przez Rzeczpospolitą Obojga Narodów niepodległości śladów jakiejkolwiek wrogości – zwłaszcza inspirowanej przez władze państwowe – do społeczności żydowskiej (wymienia się oczywiście – pogrom Żydów w 1407 roku w Krakowie, antyżydowskie zamieszki w 1564 roku w Poznaniu czy atak na getto żydowskie w 1664 roku we Lwowie).  W latach 1918 – 1939 w II Rzeczpospolitej zostało zabitych wskutek zamieszek polsko – żydowskich nie więcej niż 300 Żydów a przecież musimy mieć świadomość, że w 1918 roku Żydów było 2,8 mln a w 1939 roku już 3,5 mln. Mówić można o incydentach zatem choć żydowscy historycy z upodobaniem używają słowa pogromy stosując to określenie nawet do zajść w Przytyku, gdzie nawet pobieżna analiza faktów skłania do tego, że były to konflikt między kupcami na targu a stroną, która jako pierwsza użyła broni byli Żydzi a konkretnie Szulim Chil Lesek członek nacjonalistyczno – religijnej partii Mizrachi zaś szerszy akt przemocy z użyciem kamieni, rewolwerów, kastetów i pałek został wykonany wobec polskich chłopów przez żydowskich kupców. Oczywiście nie można niczego bagatelizować, ale nie można też przejaskrawiać i wyolbrzymiać: liczba ofiar mówi nam jedno – to był nic nie znaczące lokalne zdarzenia, które ze względu na skalę nie mogły się przerodzić w chęć zagłady Żydów. Pamiętać też trzeba, że od samej chęci daleko jest do realizacji: utworzenia maszyny do zabijania. Wspomnieć wystarczy hasło – „Żydzi na Madagaskar” (chodzi o 70 tysięcy Żydów):  źródło powstania tego hasła to wynik dyskusji pomiędzy polskim rządem a ministrem Francji Mariusem Moutetem z jakiej zrodził się pomysł przekazana w drodze cesji Polsce Madagskaru, który był wówczas francuską kolonią. Na to potencjalne polskie terytorium zamorskie w 1937 roku udała się polska delegacja a w jej skład wchodził też Leon Alter (kierownik wydziału do spraw wychodźstwa żydowskiego, który działał w Państwowym Urzędzie Emigracyjnym przy Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej) oraz żydowski inżynier rolnictwa Szlomo Dyk. Rzecz skończyła się na niczym. Oczywiście za chwilę ktoś może wypomnieć jako signum temporis antysemityzmu – getta ławkowe, ale nie byliśmy tu jedyni na świecie – to dość ważna informacja w kontekście trendu do wybiórczego spoglądania na rzeczywistość i wyjmowania z niej tylko tego co pasuje do argumentowanej tezy. Polski folklor miał swój stereotyp żydowskiego Judasza a żydowski folklor w dniu święta Purim swojego Hamana, którym stał się ksiądz w sutannie a potem wynajmowany chrześcijański parobek, którego żydowskie pospólstwo lżyło i okładało kijami. Z tego jednak powodu Polacy i Żydzi nie rzucali się do gardeł i nie myśleli o wzajemnej eksterminacji.

Gdy patrzę na dzieje Żydów w Polsce – to na tyle ile znam historię mojej Ojczyzny – powiedzieć mogę z czystym sumieniem jedno: dopóki tam, gdzie mieszkali Żydzi rozciągała się władza czy to polskiego króla czy polskiego prezydenta dopóty społeczeństwo starozakonnych żyło bezpiecznie.

Tym samym zmierzam do sedna: my Polacy – jeżeli taka nasza wola i ochota – możemy wyciągać na światło dzienne czarne karty naszej historii, ale jest ich tak niewiele, że tylko człowiek o złej woli lub człowiek nie posiadający wiedzy może chcieć przypisać nam to, co wzbiera dziś falą kłamstwa zgodnie z którą godzimy się widzieć nas samych jako współsprawców Holokaustu.

Jakże wielu w ostatnich latach pytało nas: dlaczego nie uratowaliście więcej Żydów z pożogi II wojny światowej? A dlaczego nikt nie zadaje pytania: dlaczego nie mogliśmy zapobiec śmierci 3 mln. Polaków w tym samym czasie? Czy byliśmy w stanie zapobiec eksterminacji całych wsi przez niemieckich żołnierzy za pomoc udzieloną polskich partyzantom? Czy mogliśmy zapobiec egzekucji zakładników na ulicach polskich miast? Może to jest odpowiedź na pytanie pierwsze: bo nie było suwerennego państwa polskiego.

Być może rzeczywiście danina krwi polskiej dla ocalenia narodu żydowskiego była zbyt mała – nie mnie to osądzić, gdyż nie żyłem w tamtych czasach. Piszę być może – gdyż na tyle na ile znam i rozumiem cywilizację łacińską i cywilizację żydowską – to ta danina była hojna i wzajemności ze strony Żydów nie spodziewałbym się w podobnej sytuacji. My Polacy z racji katolicyzmu mamy to coś co jest internacjonalistyczne: sumienie nakazujące miłować bliźniego niezależnie od tego czy bliźni to Niemiec czy Francuz czy Żyd. W cywilizacji żydowskiej trudno znaleźć mi coś podobnego: to jest jednak jakiś separatyzm kulturowy.

Ten wyłom, niezaklejone już nigdy pęknięcie pomiędzy światem polskich spraw a światem spraw żydowskich został ujawniony już po zniknięciu z kartografii Europy Rzeczpospolitej Obojga Narodów. O czym myślę? Przez 123 lata Polacy – nie szczędząc zdrowia, życia, majątku – tą niepodległość, jaką utracili chcieli odbudować poprzez powstania i insurekcje. Iluż wybitnych Polaków- jak choćby Tadeusz Kościuszko czy Joachim Lelewel albo choćby taki poeta Bohdan Rzędzianowski apelowali do społeczności żydowskiej, aby i ona – jako, że żyła razem z nami w wolnej Rzeczypospolitej – stanęła nie żałując krwi ani majątku do walki o wolność wspólnej Ojczyzny. Nie było wymaganiem Polaków, aby Żydzi porzucili wiarę swoich przodków – jak napisał bowiem wspomniany wcześniej Rzędzianowski – „Różność wiary nie przeszkodzi byś był Polakowi brat!”. To jednak nie spotkało się z odzewem ze strony społeczności żydowskiej. Ilekroć jestem w Siedlcach na ul. Berka Joselewicza myśl o tym pułkowniku z narodu żydowskiego, co stanął po polskiej stronie w czasie insurekcji kościuszkowskiej wzrusza mnie. Niemniej wiem, że to tylko wyjątek – jak napisał historyk żydowski dziejów Pułku Lekkokonnego Starozakonnego„Co tkwiło w tym człowieku, który […] nie chce porzucić munduru, chce służyć Ojczyźnie, choć dla niego i wielu innych służba ojczyźnie jest obiektywnie służba obcej sprawie i na obcej ziemi.”

Okrutnie szczere: obce sprawy na obcej ziemi.

Nie dziwi mnie oburzenie posłów polskich w II Rzeczpospolitej na żydowskie żądania autonomii narodowej w Polsce. W 1919 roku Izaaka Grünbaum zgłosił Komisji Konstytucyjnej działając w imieniu Związku Posłów Narodowości Żydowskiej propozycję autonomii w art. 113 zgodnie z którym: „Ziemie Rzeczpospolitej, zamieszkałe w przeważającej większości przez narodowości niepolskie, stanowić będą autonomiczne prowincje, które otrzymają osobne przedstawicielstwo ustawodawcze, wybierane na podstawie wyborów powszechnych, bezpośrednich, równych, tajnych i stosunkowych. Osobne ustawy określą kompetencje tych ciał ustawodawczych oraz stosunek prowincji autonomicznychdo Państwa.” Zostało to odrzucone, bo jakże mogłoby być inaczej: Polacy ponieśli ogromną ofiarę dla odzyskania niepodległości zaś ci, którzy tej ofiary nie ponieśli chcą korzystając z poświęcenia Polaków zbudować państwo w państwie.

Z takim balastem przykrej objętości wobec sprawy polskiej weszliśmy w lata odrestaurowanej Rzeczpospolitej a mimo to  zachowaliśmy to wszystko, co było najlepsze w latach świetności Rzeczpospolitej Obojga Narodów: tolerancje i zgodę na szeroką autonomię narodu żydowskiego w dziedzinie kultury, szkolnictwa, prasy, języka, partii politycznych.

Mój stosunek do Żydów – to pewna generalizacja – jest taki: współczuję ich straszliwemu losowi, który ich spotkał, lecz swoje pretensje zgłaszać mogą jedynie do państwa niemieckiego, gdyż to ono odpowiada za organizację i przeprowadzenie ich zagłady. Polacy nie są i nie mogą być adresatami tych pretensji, gdyż nigdy celem jakiegokolwiek państwa polskiego nie było wyniszczenie społeczności żydowskiej. Niektórzy z Polaków mogli nie lubić Żydów i mogli mieć ku temu lepsze lub gorsze powody albo nie mieć ich wcale – to w ostateczności zakazanym nie jest – ale pomiędzy wyspą braku sympatii a wyspą eksterminacji są morza i stadia pośrednie.

Mogą też – o ile pozbędą się swojej bigoterii – podjąć się spraw, które są na pewno dla nich trudną stroną dziejów własnych czyli swoim udziałem w Zagładzie: vide: działania Judenratów i policji żydowskiej w gettach czy choćby wstydliwą sprawą Rudolfa Kastnera, którego działania faktycznie doprowadziły do zniszczenia społeczności Żydów węgierskich (450 tys. to najmniejsza z podawanych liczb dla tego casusu).

Ja ze swojej strony nie mam żadnych szczególnych powodów do posiadania sympatii do narodu żydowskiego (nie jest to równoznaczne z antypatią) a akty oskarżenia formułowane przez niektórych Żydów wobec Polaków pojawieniu się tej sympatii nie mogą sprzyjać: nawet, gdy uzasadnione to zbyt generalizujące.

Co zaś do sympatii – tak już na koniec- to zachowam bardziej w pamięci Imperium Osmanów z którymi wieki darliśmy koty a które nigdy likwidacji Polski w ramach rozbiorów nie uznało a przy okazji prezentacji ambasadorów i dyplomantów na dworze sułtana mawiano – „Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył.”

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka