Zamki na Piasku Zamki na Piasku
554
BLOG

Braterstwa nie potrzebuję. Wystarczy jak car odda Inflanty

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 10

Niewolnicy zawsze i wszędzie będą niewolnikami – daj im skrzydła a pójdą nimi zamiatać ulice”. To jest właśnie ta myśl, jaka towarzyszy mi przy wczytywaniu się w dyskusje poświęcone rozważaniom nad alternatywną historią Polski. Alternatywna: lepiej byłoby stworzyć  profaszystowski rząd aniżeli zmagać się z Niemcami w II w. św. lub najlepiej byłoby stworzyć koalicję z Niemcami przeciw Rosji Radzieckiej.

To są myśli niepośledniej nędzy duchowej (pomijam nędzę faktograficzną – to było po prostu niemożliwe poza historyczną science - fiction). Fakt, że znajdują one nabywców też o czymś ważnym mówi: wszelkie moje idee, cała moja kultura, całe moje dziedzictwo, mój język nie są warte walki o nie. To tylko pożyczony płaszcz, który mnie okrywa w czasie pokoju.  W czasie wojny trzeba przeżyć. Oto sworzeń tego na pozór racjonalnego myślenia: jeżeli nie umrę to będę mógł walczyć właśnie o moją kulturę i idee. Pozór: jeżeli nie mogłeś walczyć o to jako wolny człowiek to jak mógłbyś walczyć jako niewolnik? S. Lec – jakże często przywołuje w moich notkach jego genialną koncentrację myśli – pięknie napisał o marzeniach niewolników: sprowadzają się do targu na którym mogliby kupować sobie panów.

Chciałbym uniknąć pewnych oczywistości, ale w sprawach podstawowych uczynić się tego nie da: doskonale rozumiał to A. Mickiewicz – „Bo kto siedzi w Ojczyźnie i cierpi niewolę, aby zachować życie, ten straci Ojczyznę i życie.” Tak to już jest: pewnych przeciwieństw pogodzić nie sposób. Zbyt wiele je dzieli.

To zaś prowadzi moje myśli w miejsce często odwiedzane ostatnio: dlaczego jest tak jak jest? Z jakich powodów miłość do Ojczyzny stała się sprawą wstydliwą? Albo: z jakich powodów myśl o tym, że Polska mogłaby odgrywać kluczową rolę w Europie budzi wzgardę, pukanie się w głowę i nieśmiertelne wspomnienie o machaniu szabelką? W zasadzie co się stało, że tak zmarnieliśmy?

Nie jest odkryciem szczególnym, że obyczaje elity stają się obyczajami ogółu. Cokolwiek elita będzie myśleć stanie to wcześniej czy później zwyczajem powszechnym. Podobnie i z czynami. Polska szlachta w XVI w. była perłą wolnomyślicielstwa i tolerancji religijnej w Europie aż do czasu, gdy władza w Rzeczpospolitej przypadła dynastii Wazów. Słusznie napisał P. Jasienica, że wówczas rozpoczął się rozkład moralny państwa. 3 rzeczy zapadły w moją pamięć:

- szlachecki kodeks postepowania został zastąpiony magnackim a w nim nieodpowiedzialność i bezkarność oraz pycha stanowiła o poczuciu własnej wartości

- wielkie rody obrosły tłuszczem na własności królewskiej – przejętej lub traktowanej jako własność

- królowie z dynastii Wazów zdradzali Rzeczpospolitą - jeżeli nie politycznie to moralnie, co nie mogło pozostać wolne od konsekwencji dla myślenia i odczuwania przez tych co stanowili wówczas naród polityczny.

Nie chcę snuć daleko idących analogii, ale są pewne podobieństwa: doświadczenia 25 lat pozwalają formułować zasadnie sądy o anarchii prawnej władz, pogardzie wobec narodu (vide: referendum emerytalne), zdradzie (moralnej – Smoleńsk, interesów długofalowych – wyprzedaż aktywów państwowych, kwestia polityki energetycznej) – wreszcie powstanie polskich biznesów na majątkach państwowych i kooperacji z państwem. To, co chcę powiedzieć – nawet jeżeli są to tylko cienie podobieństw to warto im zapobiegać i przeciwstawiać się: liberum veto nie wydawało się czymś szczególnie groźnym wszak w Sejmie obowiązywała niepisana zasada większości (aż żal, że niezapomniany mąż stanu Jan Zamojski nie zdołał jej skodyfikować). Wcześniej czy później zarazimy się tym na co cierpi władza: korupcja, prymitywizm, powierzchowność, blichtr, nieodpowiedzialność, lekceważenie prawa. Wybór kłamcy (Ewa Kopacz) na ważny urząd w państwie to nie tylko postawienie za progiem prawdy: to także powiedzenie – tak na to przywalamy i zgadzamy się i uważamy, że to jest właściwe.

Na pewno zaraziliśmy się pewnym rewizjonizmem wobec własnej historii. Nikt kto ma odrobinę rozsądku w głowie nie potrzebuje lukrowanej wersji własnych dziejów. Ale jest objawem braku równowagi umysłowej tendencja do negowania własnego dziedzictwa i odmowa do korzystania z doświadczeń swych przodków. Polska wedle myślenia niektórych Polaków to kraj ciemny, katolicki, nietolerancyjny i przeżarty kwasem antysemityzmu. Powinien stać w przedsionku. Powinien być grzeczny jak uczniak, gdy nauczyciele demokracji przemawiają i potakiwać  gorliwością i skruszoną miną, gdy car z Moskwy się odezwie.

O nie takie były dawne Rzeczpospolite!

Gdy Stefanowi Batoremu proponował Iwan Groźny braterski pakt w liście nasz dzielny król elekcyjny odpowiedział mu, że paktu nie potrzebuje – wystarczy jak nosiciel czapki Monachomacha odda mu Inflanty. Jakże chętnie usłyszałbym Donalda Tuska mówiącego: Frau Merkel o mniejszości niemieckiej w Polsce i jej prawach to my rozmawiać możemy, ale najpierw uzgodnijmy prawa dla mniejszości polskiej i zwrot jej majątku, zwrot zagrabionych dzieł sztuki i odszkodowania na zniszczenia w moim kraju.

Gdy reguła cuis regio eius religio oraz krwawe represje i przemoc królów rządziła Europą to brać szlachta uchwaliła konfederację warszawską w 1573 roku (notabene jej tekst o czym niewielu wie znalazł się zbiorach UNESCO – Pamięć świata). Tu ani Żyd (poczytajmy Izaaka z Trok) ani Holender (a tych nie brakowało jak widać po wykazie nazw polskich miejscowości), ani prawosławny ani kalwin czy luteranin czy też wyznawca Allacha krzywdy nie doznawał. Jakże pięknie Zygmunt August powiedział: „Nie jestem królem Waszych sumień” a potwierdził Stefan Batory: „Królem ludzi jestem a nie sumień”. Konfederację warszawską potwierdziła konfederacja sandomierska: „Przodkowie nasi (...)wiedząc, że królestwa i państwa tego świata gospodami są, a nie dziedzictwem Kościoła Bożego; wiedząc co Panu Bogu, a co ojczyźnie powinni: religii świętej z polityką nie mieszali ani księżom i łakomstwu ich nie podlegali.” Genialny dowód rozumu politycznego naszych antenatów.

Gdy jedni nawoływali do chrystianizacji Prusów nawet za cenę ich życia to nasz Paweł Włodkowic powiedział w 1416 roku – „Nie należy niepokoić ani osób, ani majątków niewiernych, którzy chcą spokojnie żyć między chrześcijanami (...) Niewiernym wolno bez popełnienia grzechu władać posiadłościami i majątkami oraz dzierżyć władzę, gdyż wszystkie te rzeczy stworzone zostały nie tylko dla wiernych [chrześcijan], ale dla wszystkich istot rozumnych.

Gdy w innych krajach narastał absolutyzm – nasz polityczny naród tworzył zręby konstytucji regulujące zasady postepowania pomiędzy nim a władzą (tym były w istocie rzeczy słynne artykuły henrykowskie czy nie mniej sławne „Nihil novi sine commune consensu”.) Jak pisał  o demokracji szlacheckiej legat papieski Antoni Maria Graziani: „Siebie poddali królowi a króla prawom.”.

Gdy Europa wchodziła w świat myślenia jednowymiarowego markiz Bonifacio d’Oria w liście do Sebastiana Castelliona pisał – „Wielką, co mówię, największą miałbyś tu wolność życia wedle swej myśli i upodobania, także pisania i publikowania. Nikt nie jest tu cenzorem.” Robi mi się naprawdę niedobrze, gdy słyszę o jakowyś kodeksach poprawności politycznej i mowach nienawiści. Co to znaczy? Dla mnie: zatrzaśnięcie wieka trumny ozdobnej we frazesy nad ludzką myślą.

Gdy Europa Żydów wygnała od siebie to ci przyszli tu do Rzeczpospolitej i dom swój znaleźli i schronienie przed przemocą.

Nie musimy zatem chodzić pomiędzy innymi narodami – a tak się dzieje dziś – jako ubodzy krewni pragnący ich uznania i łask.

Nie musimy snuć alternatywnych wersji historii w których za polityczny rozum uchodzić ma tchórzostwo, postawa niewolnicza i kolaboracja. Nadto tego mieliśmy w własnej historii i nie  był to intratny interes.

Polska może być wiodącym krajem Europy. Ale musimy się odwołać do wspólnych z innymi kart swojej historii. Jest jasne bowiem, że Rzeczpospolita Obojga Narodów odnosiła sukcesy nie tylko dzięki Koronie, ale i tym ludziom co dziś kraj ukraiński, białoruski, litewski zamieszkują. W sensie politycznym oznacza to daleko idącą współpracę polityczną z Ukrainą, Litwą i Białorusią z zachowaniem zasad równości. Jedynym poważnym politykiem naszych czasów, który rozumiał tą naukę historii był Lech Kaczyński – nie oznacza, że był jej twórcą, ale twórczym spadkobiercą. Jakże inny jest Donald Tusk! Jak on mi przypomina Zygmunta III, który pochodząc z dynastii Wazów, dynastii parweniuszy, zawsze schlebiał Habsburgom. Gustaw Adolf - król szwedzki rzekł o Polsce pod Zygmunta panowaniem: „Już to nie ten dawny naród wolny i niepodległy: winą króla swego stali się igrzyskiem Rakuszanów (Austriaków).” Rzecz całą dopowiada P. Jasienica – królem był dla poddanych, ale nigdy wobec członków domu Habsburgów. I jeszcze jedno podobieństwo: jak napisał Jakub Zadzik wielki kanclerz koronny: „ tam gdzie król przebywa tylko wszystkie nasze przedsięwzięcia wstręt biorą”.

W każdym razie – jeżeli o swą wolność i kulturę sami walczyć nie będziemy potrafili to nie znajdzie się nikt, kto by za nas te kasztany z ognia chciał wyjmować.

A jak napisałem wcześniej karty historii mamy wspaniałe i wolą obecnej elity (bo system edukacji nie pochodzi z galaktyki) zaprzestaliśmy je odczytywać.

Skutki tego są widome: tchórzostwo jako zaleta  i współpraca z wrogiem takoż. A taktyki Makiavela w tym żadnej nie ma: ot, recepta jak przeżyć i przestać być Polakiem. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka