Zamki na Piasku Zamki na Piasku
1395
BLOG

Program polityczny jak Biblia przeciętnego polskiego katolika

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 43

 „Mówią, że cyfry rządzą światem. Nie jest to prawdą – one pokazują tylko jak świat jest rządzony”. Cenna nadzwyczaj myśl niemieckiego geniusza epoki romantycznej.

0,26% - prawie dokładnie taki procent stanowią członkowie partii politycznych (jako członków liczę tylko tych, co płacą składki)  w stosunków do obywateli mających czynne prawo wyborcze.

 Na funkcjonowanie tej niewielkiej liczby ludzi – my, podatnicy płacimy rocznie 200 mln. zł. (prowadzenie biur, dotacja, subwencja).

Tym właśnie miastem politycznym trochę większym od Zamościa zajmuje się znaczna część umysłów Polaków oraz mediów działających w Polsce.

To jest ta skala, która jest nas w stanie poróżnić i wyciągnąć z nas najgorsze cechy ludzkie. To jest ta skala w której lokujemy swoje nadzieje na zmianę na lepsze.

Może więc najwyższy czas uświadomić sobie przynajmniej kilka podstawowych rzeczy:

- mamy do czynienia z kartelami (ograniczenie konkurencji partyjnej za pomocą środków publicznych i utrwalenie panowania aktualnej koterii)

- alienacja partii od społeczeństwa (żadna z partii zasiadających w parlamencie nie jest zainteresowana zwiększeniem swojej bazy członkowskiej – nie tędy prowadzi droga do sukcesu)

- programy zastąpiły intrygi pałacowe (a w zasadzie folwarkowe) – pełnią on mniej więcej taką funkcję jak Biblia w domu przeciętnego polskiego katolika – nie zdejmuje się ich z półki. Znacznie ciekawsza jest rozgrywka pomiędzy Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną (kto kogo) lub wymiana złośliwości pomiędzy partyjnymi baronami

- udzielni książęta wraz ze swoim dworem tworzą oligarchię, która rządzi krajem lub mniejszymi jego fragmentami. Społeczeństwo obywatelskie nie jest im do niczego potrzebne a więcej: ono może wręcz przeszkadzać.

- negatywna selekcja kadr partyjnych – lider jest jedyną jednostką posiadającą własną opinię. To powoduje zaś, że polityka nie przyciąga ludzi z wizją i charakterem. W małych monarchiach absolutnych nie ma tam dla nich miejsca i tam, gdzie kończy się marynarka Donalda Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego rozpościera się wysoki i gęsty las miernot intelektualnych

- utożsamienie interesu publicznego z interesem partii czyli polskie rugi dobra publicznego z krwioobiegu społeczeństwa.

Naprawdę trzeba posiadać wiarę równą dziecięcej, aby snuć wizję, że zmiana biesiadników przy stole władzy zmienia coś realnie. Od wielu lat mam przekonanie, że zmiana władzy to zmiana akcentów (mniej lub bardziej proniemieccy – mniej lub bardziej proeuropejscy z czego dla społeczeństwa w kontekście policzalnych wartości wynika niewiele) a nie zmiana jakościowa (choć ta była przedmiotem zapowiedzi przedwyborczych).

Ten oligarchiczny układ partyjnych karteli może zmieść tylko i wyłącznie to, czego nie ma prawie wcale – społeczeństwo obywateli zdolne do organizacji i tworzenia bytów politycznych odpowiadających ich potrzebom.

Bo na nowego J. Piłsudskiego, który powiedział w przeddzień zamachu majowego: „Staję do walki z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partyj nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści nie można liczyć.

Można oczywiście powiedzieć, że polityka zawsze była utkana z intryg i wojen podjazdowych i jest to część prawdy. Niemniej, gdy patrzeć na stronnictwa wigów czy torysów (to tylko przykłady) to spoiwem ich działań był - summa summarum - interes państwa.

To, co jest teraz bardziej przypomina znane z czasów saskich I Rzeczpospolitej fakcje (stronnictwa, stowarzyszenia lub od factiones – intrygi polityczne). Z racji tego, kto fakcją dowodził (najzamożniejsi) jak i tego, że najsampierw miał swój własny interes na oku 2 klasyczne kanony ustrojowe Rzeczpospolitej Obojga Narodów zostały skonfiskowane (wierność królowi i troska o dobro wspólne). Koniec końców naród szlachecki nie przestając hołdować ideałom demokracji szlacheckiej uczynił ją defacto ustrojową dekoracją.

Polityka stała się w Polsce metodą zarobkowania, a przestała być służbą publiczną - twierdzi politolog, dr Wojciech Jabłoński. –Większość polityków w Polsce przyszło  do polityki, żeby się dorobić i wygodnie żyć za pieniądze podatników. Nie ma już służby publicznej jest kapitalizm polityczny”.

Taka prawda.

Żadna deklaracja tego nie zmieni. Rzeczywistość jest inna. Tu chodzi o takie rzeczy o których jest wstyd pisać a jeszcze większy wstyd je popełnić choć nikt z tych których nazwiska wymienię nie okryje się z tego powodu rumieńcem.

Adam Hofman za publiczne pieniądze kupił sobie iPhona a Bogdan Zdrojewski skórzaną teczkę. To są rzeczy na którego każdego z tych panów powinno być stać kupić z własnych dochodów.

To, co próbujemy postawić na biegunach północnym i południowym (PiS vs. PO) chcąc wyprostować moralny kręgosłup wartości konserwatywnych jest tak naprawdę mrzonką w obecnej chwili. I tu lód i tam lód. Oczywiście można dokonywać gradacji i stopnia natężenia tak mierności jak i nieuczciwości partii, ale jaki ma to sens? Zwłaszcza na dłuższą metę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka