Zamki na Piasku Zamki na Piasku
1298
BLOG

Nie bójmy się Niemców. Włosi się nie bali.

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 11

 W latach III RP ukształtowały się bardzo ciekawe zjawiska:

 - pedagogika wstydu

- dyktatura strachu.

Czym w zasadzie jest pedagogika wstydu? To najskuteczniejsza broń psychologiczna, jaką można zastosować wobec narodu, gdyż efektem jej działania jest obniżone poczucie własnej wartości. Nie mamy satysfakcji z bycia Polakami. Jesteśmy jednocześnie łasi na pochwały i komplementy  - o charakterze wybitnie dyplomatycznym - ze strony innych narodów mylą się nam z prawdziwym uznaniem.  Obniżone poczucie wartości prowadzi w konsekwencji do zaniżenia własnych aspiracji. Tylko w takiej atmosferze może pojawić się zdanie wyrażone przez Władysława Bartoszewskiego – „Polska to brzydka panna bez posagu, która nie powinna zbytnio wybrzydzać”.  Nie istotny jakikolwiek kontekst w jakim te słowa padły, gdyż nigdy nie powinny zostać wypowiedziane.  Tak samo nigdy nie powinno zostać wysłane do kanclerz Niemiec A. Merkel pismo w którym polscy ministrowie spraw zagranicznych piszą: „O niemiecką politykę zagraniczną wszyscy mamy prawo się spierać i często to robimy. Jednak wszyscy uczestnicy tej debaty muszą przestrzegać podstawowych reguł:dbania o niemiecką rację stanu oraz szacunku dla partnerów zagranicznych.” Mamy obowiązek przestrzegania reguły i to o charakterze podstawowym – dbania o niemiecką rację stanu. Trudno już o bardziej wiernopoddańczy stosunek.

Co to jest dyktatura strachu? W zasadzie jest to konsekwencja kompleksu niższości. Niczego nie śmiejmy żądać od Rosji, bo to doprowadzi do wybuchu wojny. Nie miejmy za złe niemieckiej prasie freudowskich, powtarzających się omyłek słownych o polskich obozach koncentracyjnych lub polskich obozach śmierci.  Omyłka wynika po prostu z geografii. Obozy przecież były na terytorium Polski choć 20 z nich było na terytorium Niemiec (np. Buchenwald, Dachau, Ravensbruck).  Wprawdzie w 2008 roku wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska, Ryszard Schnepf, zapowiedział wytaczanie procesów sądowych mediom używającym sformułowań „polskie obozy”, ale na tym się cała sprawa zakończyła. Dlaczego tak się dzieje? Nie możemy psuć sobie niemiecko – polskich relacji, bo są dobre. Ale nie są na tyle dobre, aby były oparte na prawdzie.

A tacy Włosi Niemców się jednak nie bali. Ba! wykazali się nawet pewną bezczelnością biorąc pod uwagę, że militarnie wspierali działania wojenne rządu Adolfa Hitlera.

22 października 2008 r. włoski Sąd Najwyższy nakazał niemieckiemu rządowi wypłatę 800 tys. euro rodzinom dziewięciu osób rozstrzelanych w Toskanii w 1944 r. (z rąk hitlerowców zginęło wtedy w sumie 203 cywili). Ponieważ jeszcze przed ogłoszeniem decyzji sądu władze w Berlinie obwieściły, że - niezależnie od wyroku - na żadną rekompensatę się nie zgodzą, włoski sędzia zagroził im... zajęciem i zlicytowaniem niemieckich (państwowych) nieruchomości we Włoszech, m.in. Instytutów Goethego. 

W czerwcu 2009 roku Włosi nie przejmując się oznajmionym przez Niemców  "drastycznym pogorszeniem stosunków dyplomatycznych" poszli o krok dalej. Rzymski sąd wojskowy skazał na dożywotnie więzienie dziesięciu byłych esesmanów, którzy w okolicy toskańskiej wsi Fivizzano razem z towarzyszami broni bestialsko (m.in. paląc żywcem) wymordowali - w ciągu zaledwie kilku dni - prawie 400 Włochów. Ponadto sędzia stwierdził, że niemiecki rząd powinien zapłacić rodzinom ofiar 1,25 mln euro odszkodowania. 

Oburzeni Niemcy zaprotestowali, twierdząc, że ich państwa nie można sądzić przed zagranicznym trybunałem. Włosi wskazali jednak na orzeczenie własnego Sądu Najwyższego, według którego podobny immunitet nie obowiązuje w zbrodniach przeciwko ludzkości. 

W Polsce jednak sprawy mają się zgoła inaczej: Niemcy powołują się na oświadczenie komunistycznego rządu Bolesława Bieruta z 23 sierpnia 1953 r. o zrzeczeniu się reparacji od Niemiec.  Z punktu widzenia interesu niemieckiego nie ma żadnego znaczenia, że:

- zrzeczenie dt. tylko NRD

- oświadczenie zostało złożone pod presją Związku Radzieckiego

- oświadczenie jest jednostronne i nie zostało nigdy przeniesione na grunt traktowy.

Bundestag już w marcu 1990 roku – widząc, że sprawa reparacji wojennych może być w przyszłości ogromnym ciężarem finansowym - przyjął uchwałę w której podkreślił, że zrzeczenie  się przez rząd PRL reparacji wojennych zachowuje ważność również wobec zjednoczonych Niemiec.

We wrześniu  1993 roku szef niemieckiej dyplomacji Klaus Kinkel oświadczył przed Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym: „Rząd Federalny nigdy nie uznał bezprawia wypędzenia i dokonanych bez odszkodowania wywłaszczeń majątków niemieckich  po wojnie. To stanowisko jest znane rządom Polski (…) i było im wielokrotnie przypominane. Nie nadszedł jednak czas dla podjęcia rokowań dotyczących zwrotu lub odszkodowania za wywłaszczone majątki”.

Przez 14 lat (licząc od 1990 roku) z polskiej strony się nie działo – dopiero 10 września 2004 roku Sejm RP podjął uchwałę w sprawie praw Polski do niemieckich reparacji wojennych oraz w sprawie bezprawnych roszczeń wobec Polski i obywateli polskich wysuwanych w Niemczech. Uchwała Sejmu wzywała rząd do podjęcia kroków dyplomatycznych zmierzających do otrzymania przez Polskę rekompensaty finansowej i reparacji wojennych za zniszczenia oraz straty materialne i niematerialne spowodowane przez niemiecką agresję, okupację i ludobójstwo. Nazajutrz 11 września 2004 roku rząd premiera Marka Belki ogłosił, że sprawę reparacji wojennych uważa za zamkniętą  zaś Włodzimierz Cimoszewicz uznał to za zwyczajne awanturnictwo polityczne.

Wcześniej – bo w lipcu 2004 rokudziennik "Der Tagesspiegel" zamieścił komentarz, którego autorem był Christoph von Marshall. Niemiecki komentator stwierdzał w nim, że Polska będzie musiała liczyć się z koniecznością wypłaty odszkodowań wielomilionowej rzeszy tzw. wypędzonych. Komentarz swój zakończył pełną politowania radą pod adresem polskiej klasy politycznej: "Cyniczna nauczka: po pierwsze, nigdy nie rezygnować z majątkowych i reparacyjnych roszczeń. W przeciwnym razie potomkowie narodu sprawców będą mieli w ręku więcej tytułów prawnych niż potomkowie narodu ofiar". To było przed wizytą w Polsce prezydenta Niemiec – H. Kohlera wypędzonego ze Skierbieszowa na Zamojszczyźnie.

W 2007 roku członek partii kanclerz Angeli Merkel  - Rudi Pawelka powiedział -  "Wypędzenie Niemców było wielką zbrodnią w historii świata. Mamy do czynienia z renesansem fałszowania historii, a Polska czuje się niewinna". Alexander von Waldow, członek kierownictwa Pruskiego Powiernictwa twierdzi natomiast, że: "Rzesza istnieje nadal w granicach z 1937 roku i zjednoczone Niemcy, które są jedynie częścią Rzeszy, nie mogą zawierać porozumień międzynarodowych w imieniu całych Niemiec. Z tych przyczyn nieważny jest także polsko-niemiecki traktat graniczny z 1990 roku". 

Zmierzając do clou:

- rząd Niemiec oficjalnie reprezentuje stanowisko raczej nie sprzyjające żądaniom zarówno Powiernictwa Pruskiego jaki Związku Wypędzonych – niemniej jednak Centrum przeciw Wypędzeniem powstanie przy wsparciu rządu niemieckiego a uchwała o narodowym dniu pamięci o ofiarach wypędzeń została już podjęta przez Bundestag zaś Powiernictwo Pruskie nadal działa pomimo zgłaszanych zastrzeżeń przez niektórych niemieckich prawników, że cele PP łamią przepisy ustawy zasadniczej RFN. Elektorat skupiony wokół BvD i postępujący upływ czasu sprzyja rewindykacji historii i pisania na nowo niemieckiej wersji historii. Przy tak pasywnej polityce polskich rządów w przyszłości – chcąc zachować terytorialne status quo – zapłacimy odszkodowania niemieckim wypędzonym lub dokonamy zwrotu majątków (to notabene już się dzieje).

- rząd Polski w sprawie reparacji wojennych zleca swoim obywatelom pokrzywdzonym w czasie II wojny światowej przez rząd niemiecki, że mogą wytaczać pozwy przeciw państwu niemieckiemu indywidualnie. Rząd zajmie stanowisko neutralne – nie będzie popierał ani nie będzie zabraniał a na pewno nie będzie przenosił tych spraw na grunt swojej polityki zagranicznej.

- w latach 2001-2007 Niemcy wypłaciły 1,6 mln ofiar pracy przymusowej i niewolniczej z 98 krajów odszkodowania na sumę 4,4 mld euro (przeciętnie zatem 2750 euro na osobę). Polska wypłaci w takim samym okresie czasu 420 mln euro zasiłku ofiarom Holocaustu (przeciętnie po 8 400 euro na osobę) .Nathaniel Popper w żydowskim piśmie "Forward" z 6 sierpnia 2004 r. nawołuje Żydów i Niemców, by wspólnymi siłami zaspokajali swoje roszczenia przeciw Polsce. Tekst nosi znamienny tytuł: "Bitwa roszczeniowa rozszerza się na polski front". Autor pisze, że "wspólna walka Żydów i etnicznych Niemców stwarza nową sytuację w historii roszczeń tych, którzy przeżyli Holocaust... Nowe światło pada na opór Polski w zaspakajaniu majątkowych roszczeń". W tym artykule znalazł się uderzający zwrot o tych, "którzy przeżyli Holocaust" jako kategorii obejmującej wspólnie Żydów i Niemców. 

 Piszę o tym, gdyż mało kto zdaje sobie sprawę co my Polacy utraciliśmy w wyniku II wojny światowej i anihilacji II RP. II RP nie była krainą mlekiem i miodem płynącą, ale jak obliczyli Zbigniew Landau i Jerzy Tomaszewski, autorzy publikacji "Druga Rzeczpospolita. Gospodarka - społeczeństwo - miejsce w świecie", w 1929 r. roczna produkcja na Polaka wynosiła 610 zł, na Hiszpana - 750 zł, zaś na Włocha - 880 zł. Po wojnie Polskę dzieliła od tamtych krajów przepaść. Niemcom zawdzięczamy to, że straciliśmy 38 proc. majątku narodowego. Dla porównania Francja straciła 1,5 proc. majątku, a Wielka Brytania - 0,8 proc. Pod koniec lat 40. PKB Polski wyniósł 8 mld zł (w cenach przedwojennych), podczas gdy w 1939 r. sięgał 18 mld zł. Strat poniesionych podczas wojny nie nadrobiliśmy do dziś. Gdy odzyskiwaliśmy niepodległość w 1989 r., różnice gospodarcze między Polską a krajami, z którymi byliśmy porównywani przed 50 laty, były ogromne. Dochód narodowy na Polaka wynosił 1400 dolarów, na Hiszpana - 8,7 tys. dolarów, na Włocha - 14,5 tys. dolarów. 

Powołane po wojnie Biuro Odszkodowań Wojennych przy Radzie Ministrów na potrzeby żądań reparacyjnych przygotowało bilans strat materialnych Polski. Kolej straciła 84 proc. majątku, energetyka - 65 proc., poczta i telekomunikacja - 62 proc., szkolnictwo - 60 proc., górnictwo - 42 proc. Spośród 30 tys. fabryk ocalało 10 tys., jednak i w tych zachowanych połowa budynków była zniszczona. Zniszczono też 30 proc. lasów. Z okupowanej Polski Niemcy wywieźli lub wykorzystali na miejscu na potrzeby wojennej gospodarki ponad 200 mln ton węgla kamiennego, milion ton soli potasowej, 500 tys. ton rudy żelaza, 100 tys. ton fosforytów. Łączne straty gospodarcze wyniosły 259 mld przedwojennych złotych, czyli 49 mld przedwojennych dolarów. Straciliśmy 39 proc. lekarzy, 33 proc. nauczycieli szkół zawodowych, średnich i podstawowych, 30 proc. naukowców i profesorów wyższych uczelni, 26 proc. prawników.

II RP to było państwo, które dokądś zmierzało. Miało aspiracje i wolę ich realizacji.

Sytuacja w II RP w której panuje pedagogika wstydu i dyktatura strachu była nie do pomyślenia przez żaden polski rząd.

To zupełnie inaczej niż w III RP.  Trudno wskazać jakąkolwiek reprezentację interesów polskich obywateli przez rząd zwłaszcza w kontaktach międzynarodowych. Trudno też wskazać jakie cele stawia sobie III RP – być może, że piętno ministra do spraw integracji D. Huebnerodcisnęło się zbyt mocno, gdyż to ona stwierdziła w wywiadzie dla "Życia" z 15 maja 2002 r., że "polski interes narodowy jest trudny do zdefiniowania".  

III RP - dziwny stwór, ale w gruncie rzeczy czy to jest dziwne: gdy odrzuci się w swojej polityce kategorie dobra publicznego to co zostaje? Tylko gangsterka. 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka